niedziela, 7 lutego 2016

Martin Sodomka: Jak zbudować motocykl. Historyjka techniczna

Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

Warsztat

Takich bajek przeważnie się nie robi, może dlatego, że „historyjka techniczna” Martina Sodomki bardziej nadaje się na podręcznik do warsztatu pojazdów mechanicznych niż na bajkę. Z drugiej jednak strony dzieci często są ciekawe, jak coś działa. Bardziej precyzyjnej informacji nie dostaną już nigdzie. Widać za to potężne zderzenie, kontrast między naukowymi wyjaśnieniami i fascynacją fizyką – a grupą małych zwierzątek, które zamierzają urządzić motocyklowy wyścig. I nawet tu wkradają się dorosłe akcenty – pomijając fakt konstruowania motocykla. Przyjaciele wplątują się w niemal kryminalną aferę, a po wypadku jeden dowiaduje się, że będzie kulał (co traktuje jako symbol przynależności do grupy, a nie powód do zmartwień). Chociaż Sodomka usiłuje zintensyfikować wrażenia przez szereg sporów, z bajką ma to niewiele wspólnego. Autora dużo bardziej interesuje przedstawianie procesu budowy prawdziwego motocykla. Wszelkie scenki obyczajowe są wobec tego drugorzędne i z trudem związują fabułę. Bez przerwy wypierane są przez szczegóły techniczne: dla postaci motocykle nie mają żadnych tajemnic, a więc z lubością bohaterowie przerzucają się wiadomościami i mówią do siebie tekstami rodem z podręczników. Od początku wiadomo, że „Jak zbudować motocykl” to pozycja dla fanów motoryzacji, motocyklowych maniaków i zapaleńców, którzy od najmłodszych lat nie mają wątpliwości, co chcieliby robić w życiu. Starszym (którym taki przewodnik bardziej by się przydał) niekoniecznie przypadnie do gustu szczurza i dziecięca opowieść (przedstawiona dorosłym językiem) – tę jednak zawsze można zignorować, skupiając się na aspektach technicznych.

Konstruowanie motocykli zaczyna się od ramy, ale Martin Sodomka dba o każdy detal, łącznie z… zachowaniem się pojazdu na zakrętach. Nie poprzestaje na słowach postaci (przy czym należy zaznaczyć, że mniej interesuje go uczenie myślenia, bardziej przekazywanie suchych faktów, które chętni mogą sobie przeanalizować dla własnej korzyści), rozbudowuje marginesy i podpisy pod szczegółowymi rysunkami. Tu każdy element motocykli w stanie tworzenia zostaje zaznaczony i omówiony. Co ciekawe, w naukowych komentarzach-podpisach Sodomka prezentuje więcej entuzjazmu niż w samej „bajce”: tu ekscytuje się na przykład zapachem spalin – wydawałoby się, że tego typu reakcje bardziej pasują do fabuły, a jednak autor pozostawia je sobie. W ten sposób również zachęca do śledzenia kolejnych obrazków i wyjaśnień, pokazuje, jak uzewnętrzniać się może prawdziwa pasja. Mało prawdopodobne jest, żeby dzieci z jego wskazówek budowały sobie własne motocykle, ale publikacja może stać się podręcznym zestawem odpowiedzi na pytania dotyczące szczegółów konstrukcyjnych. Do tej pory nie było na rynku literatury czwartej pozycji, która tak dokładnie analizowałaby elementy konstrukcji maszyny. To wyklucza traktowanie tomiku jako lektury przed snem, ale też rzuca wyzwanie istniejącym infantylnym picture bookom.

„Jak zbudować motocykl” to również picture book. Wielkie ilustracje raz przedstawiają pochłoniętych pracą bohaterów (w trakcie składania motocykla lub podczas zbiorowych dyskusji), raz – dokładnie wyrysowane części z odpowiednimi oznaczeniami i opisami. To ciekawsze niż poważne naukowe publikacje (przynajmniej dla młodszych odbiorców). Tomik Martina Sodomki wymaga ogromnego skupienia innego rodzaju niż przy literaturze rozrywkowej. Autor traktuje młodszych czytelników jak dorosłych, przynajmniej w sferze techniki oraz słownictwa. Przedstawia książkę – część większej technicznej serii – jakiej do tej pory na rynku nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz