czwartek, 25 lutego 2016

Kinga Dębska: Moje córki krowy

Świat Książki, Warszawa 2016.

Umieranie

„Moje córki krowy” Kingi Dębskiej to analiza wchodzenia w najtrudniejszy moment dorosłości, zmiana pokoleniowa rozbita na dwa skonfliktowane głosy. W zwyczajnej rodzinie nic już nie będzie takie samo. Matka czterdziestoletnich córek trafia do szpitala. Dopiero co pokonała raka szyjki macicy, teraz spustoszeń w jej mózgu narobi pęknięty tętniak. Bohaterka leży na OIOM-ie, lekarze walczą o jej życie, a najbliżsi okazują się kompletnie bezradni. U ojca ujawnia się guz mózgu, młodsza córka, Kasia, która z bezrobotnym mężem i nastoletnim synem (dealerem trawki) wciąż mieszka z rodzicami, szuka pomocy w modlitwie i u szamanów. Starsza córka z kolei usiłuje dzielić czas między chorych rodziców a pracę w serialu (o własnej córce ledwo pamięta). Wszyscy stają się przegrani.

Narracja „Moich córek krów” podzielona jest na dwa głosy, a charaktery postaci łatwo odczytać już przez pismo. Marta wydaje się dorosła, pewna siebie i silna. Kasia jest dziecinna i zagubiona. To szybko doprowadzi do serii poważnych konfliktów. Każda z kobiet uważa, że wszystkie obowiązki spadają na nią, że ta druga jest nieodpowiedzialna, głupia i niemiła, a do tego samolubna. Krytykują każde swoje posunięcie, prześcigają się w obrazach własnego poświęcenia i własnych krzywd, tracąc z oczu coraz bardziej chorych rodziców. A że nie wahają się przed wypowiadaniem zarzutów, spory są na porządku dziennym. Kinga Dębska posługuje się dosyć wygodnymi szablonami: Marta wciąż zajęta jest pracą, brakuje jej czasu na życie rodzinne, nie lubi rozczulania się nad sobą i sentymentów. Łatwo wpada w gniew i nie przebiera wtedy w słowach. Kasia pozuje na małą, wiecznie pokrzywdzoną dziewczynkę, która szuka usprawiedliwienia, gdy chce mimo choroby mamy wyjechać na wakacje. Marta ucieka w konkretne działania, Kasia z nieodłącznymi drinkami narzeka na swój los i wbija się w egzaltację. „Moje córki krowy” pokazują kolejne dni z dwóch różnych perspektyw. Sytuację, o której opowie Marta, Kasia zaraz zinterpretuje na swój sposób, w obu relacjach znajdzie się sporo przesady, co dostrzegą odbiorcy tomu. Dębska mocno trzyma się raz ustalonych portretów osobowościowych, nawet tak traumatyczne doświadczenia nie zmieniają postaw bohaterek.

W związku z tym uwaga czytelników kierowana jest na coś innego: na próbę radzenia sobie z ogromem cierpienia i odchodzeniem najbliższych. Autorka znajduje tu sporo miejsca na krytykę służby zdrowia (lekarze nie potrafią przekazywać rodzinom pacjentów złych wiadomości, pielęgniarki wydają się znieczulone na ludzką krzywdę, nikt nie może liczyć na lepsze traktowanie), przedstawia też wątpliwości i problemy, jakie pojawiają się w obliczu katastrofy rodzinnej (czy można myśleć o rozrywkach lub budowaniu nowego związku, czy można poświęcić się pracy, gdy rodzice leżą w szpitalu, co będzie uznawane za naturalną reakcję, a co spotka się z krytyką otoczenia, bo przecież pozory trzeba zachowywać cały czas). Gdzieś w tle przemyca Dębska widmo stabilizacji i niezrozumiałego dla młodszych pokoleń trwałego uczucia rodziców (Ela jako „najlepsza restauracja” to zupełnie inny język miłości niż akceptowany powszechnie dzisiaj). Cała powieść skonstruowana jest na bazie codzienności. Tu codzienne dni nadają rytm, nie ma składników rządzących fabułą bardziej niż odchodzenie rodziców. Marta i Kasia muszą znaleźć swój sposób na normalność i na przejście trudnego doświadczenia, ale w obliczu ciężkiej choroby ich siostrzane niesnaski bardzo tracą na znaczeniu. Nikt nie przejmie się dziecinnymi dyskusjami, gdy śmierć jest tak blisko. „Moje córki krowy” trochę przywracają równowagę między infantylizmem codziennych trosk a ostatecznością. Kinga Dębska nie zamierza tworzyć ckliwych scenek nad umierającymi, sugeruje, że życie toczy się dalej. Jest w tej powieści czasami ostra, dosadna i prześmiewcza, a czasami wzruszająca i delikatna – i tak wszystko jest tylko dodatkiem do wiedzy, którą od pierwszych stron mają czytelnicy. „Moje córki krowy” to inne spojrzenie na tematy powtarzane w literaturze chorobowej – tu wywodzący się z lęków społecznych motyw zaprezentowany został przez pryzmat zwykłości, ucieczki od wielkich słów i wielkiego współczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz