PWN, Warszawa 2016.
Ewolucja
Trwa moda na ciekawostki – i obejmuje ona zarówno pozycje popularnonaukowe dla dorosłych, jak i zbiorki dla dzieci. Greg Jenner odrzuca jednak wygodne (i często stosowane) rozwiązanie polegające na ograniczaniu formy. Zamiast przedstawiać pojedyncze zdania naszpikowane faktami, buduje całą opowieść, której ramą jest zwykły wolny dzień człowieka. Zamiast suchych danych, liczb i miar, koncentruje się na anegdotach i zabawnych porównaniach. A wszystko po to, żeby prześledzić historię poszczególnych przedmiotów i zwyczajów na stałe obecnych w naszym życiu.
„Milion lat w jeden dzień” to tom, w którym rozdziały wyznacza pora dnia. Autor zaczyna od opowieści od mierzeniu czasu, by zaraz przejść do tematów bardziej przyziemnych: jedzenia, mycia się i wypróżniania czy lektury – wyprawę po zwyczajach kończy w wygodnym łóżku, po refleksjach na temat kontaktów przez telefon czy… alkoholu. Przynosi odbiorcom arcyciekawą relację o wielu aspektach codzienności, zaspokaja niemal dziecięce pragnienie dowiedzenia się czegoś o wynalazkach ułatwiających egzystencję. Jest przy tym autor mistrzem w wyszukiwaniu barwnych anegdot, nie mają dla niego znaczenia odległości czasowe ani kulturowe, ze swobodą porusza się po historii i kulturze, wydaje się też, że potrafi żartować na każdy temat.
Magnesem tej pozycji jest jej ton. Jenner uwielbia odgrywać komika, zawsze próbuje rozśmieszać odbiorców. Raz czyni to celnymi uwagami na tematy właśnie odkrywane, raz – doborem słownictwa (i rodzajem kreślonych obrazów – w tym miejscu należy zaznaczyć dużą rolę Julity Mastalerz w uchwyceniu barwnego i żywego kolokwialnego stylu w przekładzie). Jenner uwielbia błaznować i nie boi się rubaszności. W swoich popisach zbliża się do narracji Billa Brysona, z tą jednak różnicą, że Bryson stawia na autoironię, a Jenner woli zająć bezpieczną pozycję obserwatora – prześmiewcy. Jest też mniej złośliwy, wybiera częściej humor niż satyrę. „Milion lat w jeden dzień” to książka, która dowcipem odróżnia się od typowych popularnonaukowych pozycji.
Obok żartu cieszy też erudycja autora. Zawsze zaznacza on, kiedy musi dla dobra narracji dobudować kawałek legendy. Imponuje swoboda, z jaką porusza się po tematach, a i umiejętność przekładania odkryć na wartką opowieść. Ta książka jest przepełniona faktami, a jednak nie utrudnia to lektury: autor potrafi pisać tak, by intrygować czytelników, nie zamierza ich męczyć, a edukuje tylko mimochodem, jakby w dodatku do rozrywkowej historii. Nie stroni od półprywatnych komentarzy, które niekiedy motywowane są wkraczaniem w najbardziej intymne strefy rozwoju ludzkości. Jenner jest badaczem, zachowuje się jak dziennikarz, a opowiada jak kumpel – temu zestawieniu trudno się oprzeć, przegląd historii wynalazków z życia codziennego zamienia się w wielką przygodę i przyjemność. Starożytność zyskuje tu nieoczekiwane punkty wspólne z dzisiejszą globalną wioską, a Jenner naświetla nawet bardzo odległe związki przyczynowo-skutkowe (co wspólnego ma masturbacja z płatkami owsianymi…). Nie da się tego tomu szybko przewertować, trzeba nacieszyć się każdą informacją i każdym odkryciem, zwłaszcza że autora nie zajmują prawdy powszechnie dostępne czy nudne. „Milion lat w jeden dzień” pokazuje, jak powinno się tworzyć publikacje popularnonaukowe, by dotarły do jak największej grupy odbiorców i przyczyniły się do rosnącego zainteresowania historią oraz kulturą. Fakty z przeszłości i obserwacje z teraźniejszości stapiają się tu w lekturę wartą zapamiętania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz