Egmont, Warszawa 2015.
Zjawisko
Lil i Put, przedstawiciele małoludów, bez przerwy wpadają w tarapaty. Piotr Bednarczyk i Maciej Kur próbują stworzyć komiks dla młodszych nastolatków – zestaw krótkich, kilkustronicowych historyjek o sporej dynamice i dość niskim, rubasznym humorze. Tu króluje zło albo jego parodia – to jest odwrotność baśniowego szczęścia. Siostra jednego z bohaterów siedzi w więzieniu, Lil i Put, gdy czegoś potrzebują, potrafią zostawić po sobie zgliszcza. Jest tu jak zwykle u krasnoludów z książek fantasy: pojawiają się sceny w karczmach, bijatyki, dziwne czary… Jest ludowa wiara w utopce i nimfy wabiące swoim śpiewem nieszczęśników. Są ożywiane baśniowe drzewa. Sporo pościgów i konfliktów, magia i śmiech. Ten ostatni – raczej dla młodszych, Lil i Put nie posługują się wyrafinowanymi żartami, tu ma się za to do czynienia z porażającą dosłownością w miejsce finezji. Ale też do Lila i Puta finezja nie pasuje – te wielkostope skrzaty bez przerwy dokuczają sobie lub komuś. Już w pierwszej historii z tomiku „Chodu!!!” trafiają na cmentarz, do dwóch rywalizujących ze sobą przedsiębiorców pogrzebowych. Czasem wpadają w łapy zbirów (na szczęście – uczciwych), żeby zarobić polują na szczury lub opiekują się nastolatką wzorowaną na Emily the Strange. Nie zawsze zachowują się dobrze – to wpisane w ich naturę. Lil i Put są postaciami, które polubić można ze względu na ich dystans do świata i skłonność do wybryków. Jednak humor sytuacyjny okazuje się tu bardzo przewidywalny, a inne rodzaje dowcipu pojawiają się bardzo rzadko i nieregularnie. „Chodu” przypomina trochę historyjki wymyślane przez nastolatków na nudnych lekcjach, chociaż jest tomikiem o wiele bardziej dopracowanym graficznie. Autorzy – nagrodzeni w I edycji konkursu im. Janusza Christy starają się znaleźć dla siebie niszę na rynku komiksowym. Rezygnują z przesłodzonych opowiastek dla kilkulatków, ale i z dowcipu, który przyciągnąłby do książki dorosłych. Ich grupę docelową stanowią nastolatki wychowane już na grach komputerowych i odczytujące wszelkie intertekstualia z zakresu fantasy. Na takie grono czytelników wskazują nawet rozwiązania fabularne, tempo akcji i brak odgałęzień w pojedynczych opowiastkach. Autorzy wybierają proste skojarzenia, jeśli chcą imponować – to bardziej rysunkami niż treścią.
Bohaterowie mają tu charakterystyczne sylwetki i rozpoznawalne, kanciaste i ostre rysy. Nie przypominają ani dziecięcych bohaterów, ani postaci z „dorosłych” komiksów. Trochę ilustracje nawiązują tu do Christy, chociaż są dużo prostsze i bardziej karykaturalne. Zawsze natomiast wzrok przyciągać będą nasycone kolory. Lil i Put nie muszą na pierwszy rzut oka budzić sympatii, wystarczy, że złośliwie zaintrygują, to lepiej wpasowuje się w ich profil. Ten komiks jest prosty w odbiorze, dostarcza rozrywki i tylko do tego celu został przygotowany.
Lil i Put zachowują się jak jedna postać i służą wzbudzaniu śmiechu. Ich kolejne przygody to przejścia od zawiązania akcji do puenty, nie mają przedstawiać rozwoju charakterów czy interpersonalnych kontaktów – ten aspekt został przez autorów całkowicie zarzucony. Komiksy z tomiku przypominają trochę rozłożone w czasie (to jest – rozbite na kilkustronicowe opowieści) dowcipy rysunkowe. Nikomu nie zależy na prawdopodobieństwie ani na ciągłości przygód: każda historia to oddzielny i zamknięty temat. „Lil i Put. Chodu!!!” to próba znalezienia czytelników, którym znudziły się mainstreamowe, albo zbyt dorosłe, albo zbyt dziecinne wątki w popularnych stripach i opowiastkach. To również ucieczka od prozaicznych tematów do wyobraźni i świata wolnego od spraw aktualnych czy codziennych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz