niedziela, 15 listopada 2015

Nick Hornby: Funny girl

Albatros, Warszawa 2015.

Świat komedii

Nick Hornby chce w powieści zapewnić bohaterom przynajmniej szczęście. Zupełnie na przekór środowisku i zwyczajom. Puszcza wodze fantazji, którą wzbogaca jeszcze o faktografię (materiał zdjęciowy, reprint okładki książki jednego z bohaterów czy biogramy postaci). Wszystko, żeby pokazać, że cuda się zdarzają. Wystarczy tylko determinacja i odwaga. Tych cech nie brakuje Barbarze. Kobieta bierze udział w konkursie piękności, wygrywa go i… rezygnuje z przyjęcia tytułu. Chce się wyrwać ze swojego miasteczka, a takie wyróżnienie skazałoby ją na co najmniej rok wegetacji w rodzinnych stronach. Przeraża ją brak perspektyw, ale i szans na realizację pragnień. Barbara marzy o byciu aktorką komediową. Chciałaby rozśmieszać ludzi, a ma nie tylko poczucie humoru, ale i świadomość komizmu – wie, jak podkreślać celne puenty, potrafi odróżnić oryginalne żarty od banalnych stereotypowych skojarzeń. To oczywiście nie wystarczy, do rozwijania wrodzonego talentu potrzebna jest scena. I dlatego Barbara musi uciec.

Nawet agent Barbary nie wierzy w nią. Planuje wykorzystać ładną dziewczynę jako ozdobnik, hostessę w bikini i złotej farbie. Zmienia jej też imię i nazwisko. Barbara jednak wciąż wierzy w siebie, chodzi na przesłuchania i w końcu trafia na producentów dawnego radiowego hitu. Ich obecne pomysły nie są nawet cieniem dawnej świetności, ale bohaterka podsuwa kilka twórczych wskazówek i szybko staje się gwiazdą Teatru Komedii.

Nic Hornby w „Funny girl” śmiech czyni tematem, ale nie narzędziem. Frustracja pary scenarzystów przenosi się też na autora – można powtarzać wiele zarzutów, którymi operuje Barbara już na początku, wobec dawnych idoli. W końcu jednak trzeba przyjąć, że Hornby nie zamierza bawić się w komika. Najwyraźniej nie czuje się dobrze w tej roli, może co najwyżej podrzucić kilka kwestii do stand-upu, ale też nie przebije się ze względu na zbyt oczywiste skojarzenia. Widać dokładnie miejsca obliczone na wywołanie śmiechu – to między innymi małżeńskie problemy jednego z twórców serialu (jego współpracownik jest homoseksualistą, obu mężczyznom tym trudniej więc znaleźć w motywacjach Barbary na scenie szczerość). Komiczna ma być też potęga dziewczyny z prowincji, która nagle wnosi do pracy świeżość i kasowe pomysły. Do tego dochodzi pozycja przegranego z definicji męża (pantoflarza), któremu to stereotypowi usiłuje przeciwstawić się odtwarzający go aktor. Nick Hornby najlepiej czuje się w prezentowaniu frustracji i braku umiejętności, najbardziej przekonujący jest przy goryczy i rozczarowaniach. Całe kulisy przygotowań serialu plasują się na drugim biegunie, przeciwległym do komizmu. „Funny girl” ma ton i tempo powieści roboczej, to jest ukazującej wydarzenia nieznane widzom. W ten sposób może autor uwypuklić problemy zawodowych komików i skutki wypalenia w pracy – a to nie są tematy uważane za lekkie i komediowe.

„Funny girl” to opowieść, która pod kątem zakulisowych faktów ma być bardzo precyzyjna. Autor nie pomija pełnych zwątpienia rozmów (często to właśnie takimi dyskusjami wypełnia czas), a przekonanie o sile pomysłów Barbary daje poznać jedynie z drugiej ręki, za sprawą fragmentów recenzji czy opinii zachwyconych widzów i dziennikarzy. Jednostronność z perspektywy widza i słuchacza dawałaby się łatwo wytłumaczyć, w jednostronności z perspektywy twórcy brakuje czegoś ważnego. Doświadczenia Barbary przypominają o codziennych wyzwaniach i pułapkach. Hornby osnuwa swoją powieść na sprzeczności między tym, jak jest i tym, jak być powinno. Zmusza czytelników i bohaterów do weryfikowania pochopnych ocen, ale sam nie wychodzi poza bezpieczny i oczywisty kontrast.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz