Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.
Utopia i piekło
„Wyspa” Joanny Miszczuk rozgrywa się równolegle w piekle i w raju. W Europie – tu znanej i niełaskawej dla mieszkańców, przerażającej dla przybyszów z utopii – znajduje się siedlisko zła. Kolejne wieki mają do zaoferowania jedynie wojny, tragedie i ból. Ludziom z Europy nie należy ufać: niosą tylko zniszczenie. Inaczej jest na wyspie. Lumia to utopia, miejsce wymarzone do spokojnego i szczęśliwego egzystowania. Jest odcięta od świata. Tu nikt nie zna zła ani biedy, wszelkie sprawy załatwia Dusza Lumii, kierująca się dobrem człowieka (i wyspy), a śmierć przyjmowana jest ze stoickim spokojem. Mieszkańcy Lumii mają prawdziwy dar: roślinę o cudownych właściwościach. Luminia może nakarmić i ogrzać, ma też działanie lecznicze. To największe bogactwo wyspy nieodkrytej i prawie niemożliwej do odkrycia. Kontrast między tymi dwoma światami pogłębia jeszcze tęsknotę za rzeczywistością bez trosk i zmartwień. Na Lumii wszystko okazuje się proste i naturalne. Ale plemiona zamieszkujące wyspę już wiedzą: szczęście będzie trwało tak długo, jak długo wyspa pozostanie tajemnicą. Zagrożenie może przyjść z zewnątrz.
Kto zaczytywał się w poprzednich powieściach Joanny Miszczuk, ten wie, że autorka lubi łączyć magię z realizmem, uwydatnia też często kobiecą mądrość płynącą z doświadczenia. Tym razem jednak Miszczuk porzuca realizm, rozbija go na dwie skrajności – historię okropieństw oraz ucieczkę od destrukcyjnej cywilizacji. Wymieszanie tych sfer i złagodzenie ekstremów, których tu nie brakuje, dałoby w miarę rzetelny, chociaż niezbyt krzepiący obraz prawdziwości. Lumią rządzi czas: kolejne lata i wieki przynoszą wciąż tę samą wizję stabilizacji i spokoju. Przewodniczką po świecie zła staje się Maxime. Córka ślusarza i złodzieja na własnej skórze i od najmłodszych lat przekonuje się, jak źli i bezwzględni potrafią być ludzie. Kiedy tylko osiągnie zadowalający poziom egzystencji, natychmiast traci to, co dla niej najdroższe. Kolejne tragedie znieczulają Maxime – aż w końcu bohaterka jest gotowa podjąć najtrudniejszą życiową decyzję. Nigdy wcześniej Joanna Miszczuk nie doświadczała tak okrutnie swoich postaci – tu jednak dramaty wpisują się w przykry obraz rzeczywistości. Zresztą część okropieństw odkrywają sami wysłannicy Lumii – ci zapewniają historyczny przegląd kompromitujących ludzkość scen. W oceanie agresji Lumia jest oazą spokoju, azylem dla mieszkańców i nadzieją na bezpieczeństwo także dla przyszłych pokoleń.
„Wyspa” osnuta jest na motywach z powieści historycznych, obyczajówek oraz… powieści sensacyjnych. Miszczuk wybiera tu bezkompromisowość i wyostrzone charakterystyki. Jej bohaterowie zdobywają sprawności superbohaterów – są zawsze mistrzami w swoim fachu, a do tego nigdy nie przeżywają psychologicznych wątpliwości. Pozbawieni wyrzutów sumienia mogą działać jak maszyny, a autorka dba o to, by nie zabrakło im okazji do wykorzystywania nabytych umiejętności. Wszystko jest tu przesycone, przejaskrawione tak, żeby czytelne stało się zderzenie marzeń i życia. Lumia kusi swoim spokojem, brakiem dylematów moralnych i znanych odbiorcom przyczyn konfliktów. „Wyspa” przypomina o tym, co na co dzień odpychane i ignorowane.
Joanna Miszczuk pisze w sposób, o którym trudno zapomnieć. Wybiera przedziwną melodyjność narracji – zwłaszcza w pierwszej fazie książki, przy legendach o syrenach, te różnice są najbardziej wyczuwalne. Autorka nie rezygnuje ze śpiewności stylu. Przede wszystkim w opowieściach z Lumii nie tylko za sprawą kołysankowej onomastyki wykorzystuje czar słów. Pozwala czytelnikom zatopić się w opowieści, uruchamia jej niezwykłą nastrojowość.
W tym tomie Lumia jest kobietą z powieści Miszczuk – mądrą, doświadczoną i gwarantującą bezpieczeństwo. W poetyckiej historii nie ma akceptacji dla wszechobecnego zła – ucieczka staje się możliwa tylko dzięki wyspie. Stawia autorka także kilka pytań o los ludzkości – ale zupełnie niepotrzebnie. „Wyspa” to czysta magia podlana gorzkimi ocenami rzeczywistości, a zbudowana na tęsknotach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz