środa, 27 maja 2015

Krzysztof Daukszewicz: Tuskuland

Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.

Na wesoło

W „Tuskulandzie” Krzysztof Daukszewicz nie dołącza do grona rozpolitykowanych felietonistów, pozostaje przede wszystkim satyrykiem uważnie obserwującym rzeczywistość Nie proponuje odbiorcom książki-efemerydy, bo chociaż czasami odwołuje się do bieżących spraw, tom wytrzyma próbę czasu. Najlepszy dowód – że gromadzi teksty od końca 2011 roku, a to w najmniejszym stopniu nie uprzykrza lektury. Daukszewicz wie doskonale, jak pisać, żeby jego spostrzeżenia przetrwały. Ponadto zamiast modnej wśród publicystów konwencji narzekania i biadolenia wybiera tendencję do rozśmieszania. Wykorzystuje tu i sceniczne doświadczenie, i poczucie humoru. W „Tuskulandzie” nie będzie zatem tekstów mdłych. Co więcej, to książka, która dostarcza rozrywki, a nie ma na celu agitacji – więc czyta się ją dobrze niezależnie od referencji politycznych.

Teksty mają daty dzienne, co oznacza, że można je umiejscowić bardzo dokładnie w konkretnym społeczno-politycznym kontekście – będzie to miało znaczenie za kilka lat, kiedy czytelnicy zechcą rozszyfrowywać wciąż świeże nawiązania i źródła komentarzy. Daukszewicz przybliża się także w ten sposób do rytmu blogów (można jego uwagi zestawiać choćby z notatkami Marii Czubaszek, również opublikowanymi przez wydawnictwo Prószyński i S-ka). Jest jednak w tych komentarzach pewna ponadczasowość, nastawienie autora na większą – nawet niż sceniczna – żywotność tekstów. Daukszewicz nie pisze dla pamięci ani dla politycznej walki (nawet na przekór tytułowi). Pisze dla śmiechu i to w tej publikacji wybija się na pierwszy plan (nawiasem mówiąc, to jedna z ładniej wydanych książek satyrycznych tego autora, jakby sposób wydania także miał przenieść tom z póki dziełek ulotnych na tę z utworami wartymi zachowania i zwiększonej uwagi).

Krzysztof Daukszewicz nie poprzestaje na odwołaniach do bieżącej rzeczywistości z politykami jako źródłami żartu. Przygląda się też swojemu najbliższemu otoczeniu i wprowadza w nie czytelników. Każdy drobny absurd z codzienności może – po odpowiednim satyrycznym opracowaniu – trafić do tekstu jako kolejny dowcip. Znawców twórczości Daukszewicza nie będą dziwić ciągłe spotkania z menelami (chociaż nie ma tu typowych menelików, pojawia się kilka zgrabnych anegdot z kwieciście wysławiającymi się reprezentantami marginesu). Do tego autor dodaje garść dowcipów – uwaga: nie cytuje takich, które są w ciągłym obiegu i zdążyły się już odbiorcom znudzić, przywołuje za to te mniej znane, zgrabne i warte uwiecznienia. Ponadto przerywa rytm felietonów zestawem swoich piosenek (co ucieszy przede wszystkim fanów zaangażowanych ballad: nie jest tajemnicą, że – o czym autor w tomie wspomina – i Jaromir Nohavica dostrzegł talent Daukszewicza w dziedzinie satyryczno-politycznych songów – nie mogło więc zabraknąć ich i tutaj). Całość uzupełniają „pocieszki” – drobiazgi satyryczne – żarty lub anegdoty – które nie trafiły do felietonów, a warte są zauważenia. Daukszewicz przerywa nimi wywody i zaznacza upływ czasu.

Ilustracje do tej książki przygotował Henryk Sawka. To rysunki satyryczne, typowe zaangażowane komentarze, które sprawdzą się w prasie równie dobrze jak w bardziej uniwersalnej książce. Obaj autorzy pozostają w temacie satyry, ale też obu bardzo zależy na wywoływaniu śmiechu i ukazywaniu komicznego potencjału społeczno-politycznych faktów. Krzysztof Daukszewicz tą książką trafić powinien nie tylko do swoich fanów, ale i do czytelników, którzy cenią sobie felietony z pomysłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz