Muza SA, Warszawa 2014.
W grupie
Pies w torebce u mamy to nie czcza przechwałka dziewczynki, która próbuje zaimponować rówieśniczkom. Bohaterka-narratorka tomiku Patrycji Woy-Wojciechowskiej nie musi uciekać się do wyobraźniowych kłamstewek. Mama czasami nosi psa w torebce. A skoro tak, to znaczy, że dziewczynka może mieć do opowiedzenia jeszcze wiele innych ciekawych historyjek. Na przykład o tym, że w Meksyku z okazji Święta Pamięci o Zmarłych ozdabia się wzorkami czaszki z cukru i czekolady. Luźne opowieści Poli są okazją do odnotowania ulubionych przez każde dziecko wydarzeń: wspólnego z mamą smażenia konfitur, wizyt na wsi, przyjęć urodzinowych… a nawet historii o napotkanym policjancie. Pola nie prowadzi narracji według określonych ram, raczej opowiada o tym, co jej się przypomni i skojarzy, a to oznacza, że z każdą stroną Patrycja Woy-Wojciechowska będzie mogła małe odbiorczynie zaskakiwać.
Teksty są niejednorodne i mają różne rozmiary. Raz to jednoakapitowe wzmianki, raz pełne historyjki. Nigdy za długie – bo dzieci nie mogą męczyć się nad tomikiem. Autorka wyszukuje tu drobne ciekawostki, żeby zatrzymać małe czytelniczki i stara się w imieniu Poli być dla nich przyjaciółką. Proponuje wspólne zabawy i to element, który wyróżnia tomik „A moja mama ma w torebce psa” na rynku wydawniczym. To książeczka „dziewczęca” – ma się przydać na spotkaniach z przyjaciółkami. Bardzo często pojawiają się zadania dla grupy dziewczynek – odbiorczynie mają wybrać dla siebie torebkę, zaproponować makijaż na różne okazje, wskazać „swój” prezent, a także ozdobić czaszki (i pisanki), wymyślić imiona dla kur na wsi czy wcielenia filmowe dla psa. Takie zadania integrują i zapewniają zabicie czasu, są oryginalne i atrakcyjne. Dziewczynki będą mogły wyżyć się twórczo nad tą publikacją i uruchomić wyobraźnię. A ponieważ w wypełnianie książki przyjaciółki są odgórnie wpisane (zamieszczone w poleceniach), wiadomo, że pozycja cieszyć się będzie powodzeniem.
Paulina Paja Rasińska zajęła się opracowaniem graficznym tomiku. Postawiła na ciemne i zgaszone kolory, od czasu do czasu przełamywane różem i beżami, a także pastelowymi kolorami. Lubuje się w rozmaitych deseniach – wodze fantazji popuszcza przy tworzeniu różnych torebek, portretów psów czy butów na ulicy. Za każdym razem dba o to, żeby odbiorczynie nie otrzymywały przesłodzonych i kiczowatych obrazków, ale rysunki z charakterem, przyciągające uwagę. Nie zapomina o detalach: każda z torebek ma przyczepioną karteczkę z miejscem na inicjały właścicielki, część rysunków można uzupełnić i zaraz potem pokolorować. To dla odbiorczyń szansa na wykazanie się pomysłowością i zaimponowanie przyjaciółkom. Do tego Rasińska bez przerwy wraca do motywu psa z torebki, zapewnia więc czytelniczkom dodatkowe atrakcje przy oglądaniu książki.
„A moja mama ma w torebce psa” to ciekawy eksperyment z zakresu literatury czwartej. Książka, która może służyć do zabawy i dostarczać lektury najmłodszym odbiorczyniom, zestaw zadań dla przyjaciółek – więc i pretekst do spotkań i wspólnych zabaw. Ta książka dla dziewczynek będzie prawdziwą przygodą – i szansą na udawanie dorosłych. Patrycja Woy-Wojciechowska przemyca tu treści z różnych dziedzin i sprawia, że mała narratorka stanie się bliska odbiorczyniom, podobnie jak maleńki pies z torebki mamy. To nie jest klasyczny zestaw opowiadań ani bajek – ta publikacja ma rozwijać kreatywność oraz… więzi społeczne, podsuwa najmłodszym nowe możliwości zabaw i marzeń. „A moja mama ma w torebce psa” to książka, która miejscami zamienia się w zeszyt ćwiczeń – jednak tych ćwiczeń nie wykonuje się w pojedynkę, a to ogromna różnica w porównaniu z tradycyjnymi uzupełniankami. Dzięki temu pomysłowi dzieci skojarzą sobie książkę ze wspólną zabawą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz