niedziela, 19 kwietnia 2015

Jarosław Borszewicz: Mroki

Iskry, Warszawa 2015.

Podsumowania

Fakt, że Iskry wznawiają tom „Mroki” Jarosława Borszewicza wielu dzisiejszym młodym prozaikom-buntownikom utrzeć może nosa. Ta książka powstała w 1983 roku i… nie zestarzała się ani odrobinę. Autor, który zadebiutował nią jako powieściopisarz przed ukończeniem trzydziestego roku życia, określa ją jako poezjowieść lub powieściozję – ale nie męczy czytelników strumieniami świadomości czy pustymi treściowo stylistycznymi popisami. Bawi się formą, zatapiając w niej coraz bardziej gorzkie oceny człowieczeństwa. Składa książkę z maleńkich fragmentów, pojedynczych akapitów, dialogów, fragmentów wierszy, krzyków niezgody i niemal pijackich monologów. CO najpiękniejsze: każdy te fragment ma swoją silną puentę. Borszewicz nie znosi przegadania, mówienia tylko po to, żeby mówić. Jak niewielu dzisiaj świadomy jest potęgi słów, czy to w autoanalizach, czy w dyskusjach. Kolejne miniaturki muszą zawierać w sobie trafne podsumowaia, niby literacki sens istnienia. U Borszewicza nie ma niecierpliwości czy logoreicznych zapędów, „Mroki” stają się szeregiem bezbłędnych obserwacji – często cynicznych, ale nigdy kłamliwych.

Jest tu Duet Zezowaty, bohater skazany na życiowe porażki, żyjący uważnie, choć nie bez odrobiny szaleństwa. Jest Wiktor, którego tajemnica stanowi jedną z finałowych przyjemności, jest i Nieobecna – obiekt westchnień. Migawki z ich egzystencji przerywane są raz po raz „wilkami wspomnień”, rozmowami „z dorożki” lub wyimkami z książki „Du du du”. Pomiędzy obrazkami rodzajowymi widnieją wprawki literackie czy filozoficzne rozważania. Borszewicz minimalną liczbą słów może wyrazić najwięcej: świadomy precyzji poetyckiej, odwołuje się do niej bez wahania. Taka sprawa wywołuje wrażenie doskonałego pojmowania niepojmowalnego. Dueta – jak wszystkich młodych bohaterów literackich – interesują sprawy związane z dojrzewaniem, odnajdowanie swojego miejsca już nie tyle w świecie, co u boku kobiety. Seks obecny w „Mrokach” nie wiąże się – jak dzisiaj – z pornografią, a z próbami odnotowywania wewnętrznych sprzeczności. Borszewicza nie interesuje sam akt płciowy, a jego konsekwencje dla umysłu. Duet musi zakotwiczyć się jakoś w świecie, do którego nie pasuje. Oswaja więc mroki literaturą udającą życie, a w rzeczywistości demaskującą je. Przez całą książkę Borszewicz funkcjonuje jako kolekcjoner drobiazgów gęstych od znaczeń. Udaje mu się z rozmów i przemyśleń wydobywać całą esencję: niby odpowiada w ten sposób na odwieczne pytania literatury, a tak naprawdę dodaje do nich nowe wątpliwości.

Artyzm „Mroków” to nie tylko gra formą. Borszewiczowi nie zależy na estetycznych popisach. Chce jak najbardziej zbliżyć się do zwyczajności w lekturze, a dosłowność uzyskuje dzięki poezji. Z tego kontrastu wyłania się materia „Mroków”. Autor lubi językowe popisy, szuka metafor, stylizuje powieść na kolokwialną, ale nie zatraca jej jakości. Od tego twórcy satyrycy mogliby się uczyć trafnych puent – tyle że Borszewicz nawet nie próbuje rozśmieszać. Jego książka nie może zatem stracić na aktualności. Autor porusza tu kwestie międzyludzkie i egzystencjalne, ale sposób, w jaki to robi, daleki jest od naiwnej egzaltacji czy męczącego przekonania o własnej wszechwiedzy. To normalność zaklęta w literackości, wysokiej klasy relacja. Zamiast być głosem pokolenia, Jarosław Borszewicz spróbował być głosem człowieka. Od wielkich słów i wielkich wydarzeń ucieka, stroni od indywidualizowania doświadczeń Dueta czy od wkomponowywania ich w większą znaczeniowo historię. „Mroki” to publikacja, która do dzisiaj zwraca uwagę zarówno swoim artyzmem, jak i zakodowanymi doświadczeniami. Ważna nie tylko dla młodych czytelników, szczęśliwie powraca na rynek literacki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz