poniedziałek, 30 marca 2015

Dorota Gąsiorowska: Obietnica Łucji

Między Słowami, Kraków 2015.

Ideał

Dorota Gąsiorowska zapewnia czytelniczkom porządny literacki romans. Nie interesują jej podboje łóżkowe, woli się skupiać na sile uczuć, gorących spojrzeniach i „satynowym” dotyku – a wszystko w konwencji. Nie dziwi zatem akcja promocyjna i możliwość wymiany książki na inną, jeśli „Obietnica Łucji” odbiorczyń nie zachwyci. Te, które uwielbiają romantyczne historie, zachwycone będą na pewno, a reszta i tak nie sięga po ten typ literatury.

„Obietnica Łucji” nie jest powieścią, która rozwijałaby się w nieprzewidzianym kierunku. Momentami czerpie z tematów lekko anachronicznych (mimo że uwspółcześnionych) – to rodzaj hołdu dla tradycji, a i swoista autorska deklaracja wierności dawnym idealizowanym fabułom. Gąsiorowska tęskni za dziewiętnastowiecznymi narracjami i próbuje napisać coś zbliżonego do dawnej półki cenionych romansów. Tym wkupi się w łaski czytelniczek – mimo że będą one od początku wiedziały, jak potoczy się akcja. W „Obietnicy Łucji” wszystko rozwija się zgodnie z oczekiwaniami – a w kilku miejscach autorka rezygnuje z charakterologicznego prawdopodobieństwa, żeby móc wpasować decyzje postaci do wzorcowego scenariusza. Przypuszczalnie gdyby postawiła na oryginalność, zniechęciłaby do siebie czytelniczki. A ma przecież tylko zapewnić im bezrefleksyjny odpoczynek przy oczywistej historii.

Łucja to jedna z tych postaci, które po życiowych niepowodzeniach udają się do odległych i zapomnianych małych mieścin, żeby tam przewartościować swoją egzystencję i odnaleźć sens istnienia. Ma zostać nauczycielką – ta praca, o dziwo, dostarcza jej wiele radości, przynosi też poważny obowiązek: Łucja poznaje problem Ani, jednej ze swoich podopiecznych. Mama Ani umiera na białaczkę. Nauczycielka zdąży się z nią zaprzyjaźnić, podobnie jak z dziewczynką, w tym momencie właściwie temat pracy w szkole przestaje być potrzebny – i przejąć opiekę nad dzieckiem. Matce dziewczynki składa obietnicę: odnajdzie ojca małej i powiadomi go o córce. To trochę przypomina motyw z „Awantury o Basię”: Ania chce spędzać czas z Łucją oraz ze swoim ojcem, a że między tym dwojgiem iskrzy od początku…

Dorota Gąsiorowska stawia wprawdzie na wielkie uczucia i towarzyszące im równie wielkie emocje – ale konwencja przeszkadza jej w zaskakiwaniu czytelniczek. Wiadomo, że kłamstwo zemści się okrutnie, tak samo jak wiadomo, jaki będzie koniec historii. Konsekwencje decyzji są znane jeszcze zanim bohaterowie cokolwiek postanowią. Czyta się zatem tę powieść bez przejmowania stanów emocjonalnych Łucji, więc spokojnie, dla czystej rozrywki. Autorka dzięki temu może sobie pozwolić na dowolne klasycyzowanie w wątkach: motyw opieki nad osieroconą dziewczynką, wyrodna córka, której w ucieczce do wielkiego świata przeszkadza pamięć o rodzinie, wszelkie przejawy przeznaczenia. Gąsiorowska nie zastanawia się, jak naprawić atmosferę po kłótniach – przemian w myśleniu postaci dokonuje poza podstawowym planem opowieści – ogranicza tym samym konieczność przekonującego uzasadnienia zwrotu akcji (i zmiany poglądów).

Wszyscy posługują się tutaj literackim językiem i eleganckim słownictwem, zawsze wysławiają się pięknie i dystyngowanie. To nienaturalność, która w „Obietnicy Łucji” bardzo pasuje do całej konwencji. Bohaterowie nie są różnicowani ze względu na język, nie ma znaczenia, czy są akurat wzburzeni, czy smutni. Zawsze potrafią – w okrągłych sformułowaniach – wyjaśnić, co ich trapi i z czym się nie zgadzają. Ale w „Obietnicy Łucji” nikt nie zażąda realizmu – i to na żadnej z płaszczyzn. Ta powieść została po prostu dostosowana do nadziei i najbardziej idealizowanych marzeń odbiorczyń. Nie ma w niej miejsca na odwzorowywanie zwyczajności – i w tych kategoriach nie dałoby się jej ocenić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz