Zysk i S-ka, Poznań 2015.
Rodzina
Danuta Pytlak sprawdzony schemat obyczajówek przerabia na swoją modłę. Rozwleka doświadczenia bohaterki w czasie i w narracji, zajmuje się Michaliną dość szczegółowo – do tego stopnia, że kiedy ta zapada w sen, czuje się w obowiązku poinformować, co jej się śniło – a nie zawsze ma to znaczenie dla fabuły. „Konieczne” elementy opowieści o szukaniu własnego miejsca na ziemi zyskują tu nową oprawę. Po pierwsze – ciężka choroba bohaterki staje się okazją do wprowadzenia wielu scen okołoszpitalnych. To, co zwykle autorki obyczajówek sprowadzają do kilku ogólników, tu zmusza do bliższego poznania postaci (jest też nawiązaniem do losu ludzi uboższych). Michalina, sama w trudnej sytuacji, już tu sygnalizuje gotowość do zbawiania świata. Danuta Pytlak ograła również motyw rozstania z mężem: to hazard, a nie inną kobietę wini bohaterka za rozpad małżeństwa. Dalej już sytuacja rozwija się zgodnie z oczekiwaniami: opuszczony i zapomniany dom po babci staje się upragnionym azylem, a Michalina zyskuje miłość i… własną rodzinę. Nic nie przychodzi jej łatwo, ale odważne decyzje i wsparcie przyjaciół to najlepsze rozwiązanie poważnych problemów i antidotum na życiowe zmartwienia.
„Babie lato” to kolejna powieść-pocieszanka z tendencją do ratowania świata. Michalina, która na początku sama potrzebuje pomocy, już wkrótce zaczyna dzielić się ze wszystkimi dobrocią. Nie ma w tym strategii spłacania długu, to efekt konsekwencji w prowadzeniu charakteru postaci. Michalina niesie dobro – a wszyscy inni się temu podporządkowują i nie sprawiają jej dodatkowych problemów. Jest to zatem książkowa wizja życia idealnego i baśniowa obietnica, że kłopoty w odpowiednim momencie znikną same i wszystko się dobrze ułoży, trzeba tylko cierpliwości. Jednocześnie Danuta Pytlak szuka ucieczki przed naiwnością, więc wprowadza do fabuły naprawdę wielkie zmartwienia i ogromne tajemnice z przeszłości. To wszystko brzmi wprawdzie mało realnie, ale przynajmniej dostarcza czytelniczkom rozrywki i budzi zaciekawienie.
Zdarzają się autorce stylistyczne wpadki, jak wtedy, gdy bohaterka orientuje się, że dawno nie narzekała na ból głowy (co ma być impulsem do wykonania badań kontrolnych), chociaż od dobrych kilkunastu stron bólem głowy kwituje każde zachwianie z trudem zbudowanej życiowej równowagi. Mankamentem są też powtórzenia fraz lub podwojenia pozbawione spójników: sprawia to wrażenie, jakby autorka, nie wierząc w inteligencję czytelniczek, próbowała na siłę podkreślić decyzje i spostrzeżenia bohaterki w obawie, że pojedynczego określenia mogłyby odbiorczynie nie zrozumieć. To nawyk w pewnym momencie mocno męczący. W „Babim lecie” pozostaje też kilka otwartych i zapomnianych wątków, finał dotyczy tematów innych niż sygnalizowane przez całą książkę. Autorka nie jest mistrzynią w konstruowaniu akcji – ale zapewnia czytelniczkom silne przeżycia i wierzy, że to będzie dla nich najważniejsze i najcenniejsze w tomie.
„Babie lato” to kwintesencja obyczajowości wzmacnianej literackimi apetytami odbiorczyń. To powieść długa i bogata w wiele wątków (a każdy z tych wątków to cała masa składających się na życie detali). Chociaż dają się w niej dostrzec – i to na różnych płaszczyznach – rozmaite niedociągnięcia, Michalina mimo wszystko ma dar przyciągania. Autorka karmi odbiorczynie nadzieją na lepsze jutro, pozwala zaangażować się w literackie (mimo posmaku życiowości) doświadczenia i hamuje lęk przed chorobą, rozpadem związku, samotnością czy utratą pracy. Pokazuje, że każde nieszczęście może prowadzić do dobrych zmian – i że nigdy nie warto się poddawać. I to sprawi, że po „Babie lato” odbiorczynie będą sięgać – jak po zwykłe czytadła – dla pokrzepienia, rozrywki i możliwości zanurzenia się w czyjąś burzliwą historię. „Babie lato” to lektura przygotowana dla uprzyjemniania wolnego czasu tym czytelniczkom, które lubią oderwać się od prawdziwości na rzecz baśni, a nie chcą, żeby bohaterce było zbyt cukierkowo czy łatwo pokonywać kolejne przeciwności losu. I takie właśnie jest całe „Babie lato” – do niespiesznego, leniwego czytania.
imię poprawione, za błąd przepraszam!
OdpowiedzUsuń