czwartek, 26 lutego 2015

Hilary Reyl: Lekcje francuskiego

Albatros, Warszawa 2015.

Pozory

W tej powieści odwieczne uczuciowe schematy zderzają się z rzekomą postępowością i otwarciem. „Lekcje francuskiego” to jednocześnie lekcje międzykulturowych oraz damskich intryg. Szczerość nie jest tu zjawiskiem częstym ani pożądanym, liczy się za to zachowywanie pozorów. Kate jest Amerykanką o francuskich korzeniach. Pod koniec lat 80. XX wieku trafia jej się okazja wyjazdu do Paryża. Ma zostać asystentką Lydii, oryginalnej artystki. Lydia rzekomo oczekuje kogoś, kto zająłby się jej interesami i umiał odpowiednio ocenić jej prace, a nawet służyć inspiracją. Kate, która zajmuje się także rysowaniem, wydaje się idealną kandydatką na to stanowisko. Mieszkając z rodziną Lydii, przekonuje się, że należy do niższej warstwy społeczeństwa. Wkracza w obcy sobie świat fałszu, obłudy i udawania szczęścia.

Kate szybko przekonuje się, że jej zadania mają niewiele wspólnego z początkową umową. Zajmuje się bardzo przyziemnymi sprawami, zamienia się prawie w pokojówkę, choć równocześnie wymaga się od niej uczestniczenia w życiu kulturalnym domu. Przez salon Lydii przewijają się wielcy pisarze – od bohemy nie da się uciec. Kate ma też wgląd w to, co dzieje się w sercach domowników. Wie o wiarołomnych mężach, oszukiwanych żonach i perfidnych kochankach. W tę grę sama zresztą wpasowuje się bardzo szybko – wpada w oko (z wzajemnością) chłopakowi córki chlebodawców. Od niego dowiaduje się, że może bez wyrzutów sumienia zaangażować się w obiecujący związek. Tyle że po powrocie do paryskiego domu ma pocieszać porzuconą dziewczynę.

Hilary Reyl w „Lekcjach francuskiego” skupia się przede wszystkim na obnażaniu sztuczności i kreśleniu skomplikowanych (chociaż banalnych) relacji między domownikami. Książka jest gęsta od oficjalnych dyskusji, bo na prawdomówność niewielu może sobie pozwolić. Kate wydaje się jedyną naiwną – czyli niepotrzebnie pełną ufności – wszyscy inni zdają sobie sprawę z ograniczeń, jakie przynosi konwencja. Autorka do tego stopnia zajmuje się relacjami, że w zasadzie odsuwa na dalszy plan fabułę. „Lekcja francuskiego”, mimo że obszerne i starannie dopracowane pod względem narracyjnym, nie mają wciągającej akcji – trudno za taką uznać salonowe intrygi i kłamstwa, które wcale nie muszą wychodzić na jaw. Reyl posługuje się bardzo krótkimi rozdziałami – w rozmowach dochodzi do oczekiwanej puenty i natychmiast przenosi akcję w inny kąt. Nie wprowadza to jednak ani chaosu, ani wrażenia pośpiechu – ta autorka lubi delektować się atmosferą Paryża, a już uczuciowe niesnaski stają się jej żywiołem.

Plusem jest w tej książce wysmakowana narracja. Hilary Reyl z powodzeniem próbuje nadać międzyludzkim konfliktom i krzywdom elegancką oprawę. W „Lekcjach francuskiego” posługuje się zatem starannym językiem, pasującym do fasady wyższych sfer. Nie ma tu raczej snobizmu, jest za to uduchowiona humanistyka, w ramach której dobrze sprawdzają się i natchnione dyskusje o sztuce, i teatrzyki odgrywane na co dzień przed innymi. „Lekcje francuskiego” są również zderzeniem oczekiwań z rzeczywistością. Autorka stroni od idealizowania uczuć, wszystko staje się u niej kwestią chłodnych kalkulacji i umów lub założeń. Kate, wrzucona w niegościnne – choć kiedyś wymarzone – środowisko, musi poradzić sobie z kolejnymi wyzwaniami i nie zapominać o własnych potrzebach. W tej powieści sercowe rozterki okazują się powodem do prowadzenia towarzyskiej gry – pomagają też odejść od romansowych fabuł i schematów. Reyl zapewnia czytelniczkom historię mocno osadzoną w słowach: w wygłaszanych przez bohaterów nieprawdach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz