niedziela, 28 lipca 2013

Nora Ephron: Zgaga

Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.

Wyznania z żartem
„Zgaga” to powieść, w której humor rodzi się z przełamywania społecznego tabu oraz z energiczności bohaterki, która mimo przeciwności losu potrafi i lubi żartować z siebie. Dowcip zamiast użalania się czy wzruszeń, wyprzedzanie ataku, zanim ten miałby nastąpić. Autoironia i wytrącanie innym broni z ręki – tak zachowuje się Rachel. Rachel jest Żydówką (co dość często podkreśla, jakby próbowała innych wprawić w zakłopotanie) i wykorzystuje ten fakt do budowania swojego wizerunku kobiety rubasznej, twardej (niemal gruboskórnej) i zawsze dzielnej. W siódmym miesiącu ciąży dowiaduje się, że jej drugi mąż ma romans. Nie pociesza jej wprawdzie szkalowanie rywalki – w końcu nowy związek miał być sielanką bez zastrzeżeń – ukojenie Rachel znajduje w kuchni. Od czasu do czasu, niby mimochodem, rzuca przepis na potrawę, która kojarzy jej się pod wpływem chwili. To stały punkt odniesienia – pozwala zachować spokój i opanować nerwy. Poza tym Rachel słynie z ciętego języka i tendencji do drwin. W krótkiej powieści przybliża czytelniczkom swoją egzystencję.

„Zgaga” toczy się bardzo szybko i jest rodzajem prześmiewczego odwrócenia obyczajowych romansideł. Zaczyna się w punkcie „i żyli długo i szczęśliwie”, czyli w miejscu, w którym zwykle opowieści się kończą. Ale Nora Ephron wie, że szczęśliwie przeważnie nie bywa – i to stara się wpoić swojej bohaterce. Rachel jest żywiołowa i skłonna do przesady, pełna krytycyzmu, zwłaszcza wobec siebie. Śmieje się, żeby nie płakać i nie popełniać typowych błędów zakochanych kobiet. Żart i ironia to najlepsze lekarstwa na jej stan, a także na całą sytuację, w jakiej się znalazła. Bohaterka nie ma innego wyjścia, jeśli nie chce pogrążać się w rozpaczy. A przeżyta właśnie trauma sprawia, że cały dowcip podbarwia się „życiową” goryczą.

„Zgaga” to także powieść intensywna. Rachel nie ma czasu na nostalgiczne rozważania: kiedy przywołuje przeszłość, to z reguły po to, by przeanalizować błędy i wyciągać z nich wnioski na przyszłość. Nie ma za to tendencji do litowania się nad kimkolwiek. W ten sposób historia o rozpadzie związku idealnego nie będzie odbiorczyń przygnębiać, a da im za to powód do radości. „Zgaga” sprawdza się jako poprawiacz nastroju, antydepresant – paradoksalnie pozwala na to sytuacja, która większość odbiorczyń wprawiłaby w minorowy nastrój.

Daje się w tej powieści bez wysiłku znaleźć ślady humoru ze szmoncesów. To śmiech na przekór wszystkiemu, wręcz wyzywający. Wszystkie portrety w „Zgadze” zamieniają się natychmiast w karykatury, Nora Ephron bezlitośnie punktuje wady kolejnych postaci i pozwala odbiorcom je wyśmiewać. To rodzaj śmiechu oczyszczającego, ale też funkcjonującego na dwóch płaszczyznach. Pierwsza przynosi tylko rozrywkę, bezrefleksyjny rechot nad przygodami i komentarzami Rachel. Druga płaszczyzna dotyka głębokich – czasem nawet nieuświadamianych – ludzkich lęków, zmusza do autoanaliz. Oczywiście trajkoczący i wesoły rytm narracji uwypukla tę pierwszą warstwę, ale większość czytelników bez trudu dostrzeże w książce drugie dno. Wtedy miła powieść rozrywkowa okaże się też interesująca od strony psychologicznej. Obecność żartu trudnego rodzaju wpływa też na tempo i kształt książki – w „Zgadze” nie ma czasu na budowanie melancholijnego nastroju. Dlatego ta powieść wydaje się tak bardzo intrygująca, ale też tak bardzo różna od zwykłych obyczajówek – mimo że w warstwie fabularnej nie dzieje się tu nic nowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz