czwartek, 4 lipca 2013

Marta Osa: Owce, barany i gminne szykany

Zysk i S-ka, Poznań 2013.

Skarby

W drugiej historii o przygodach Oli Marta Osa wyraźnie uspokaja się w narracji. Dalej wlewa w swoją bohaterkę hektolitry alkoholu i dalej manifestuje jej niechęć do kleru, ale nie robi tego już tak nachalnie jak poprzednio. Nie musi się już bowiem zatrzymywać nad próbami ułożenia sobie przez Olę życia. Kobieta osiągnęła w miarę stabilne szczęście i teraz może pomagać innym, na przykład bibliotekarce Luci. Na skutek partyjnych zawirowań Lucia traci posadę i zostaje odsunięta od tego, co najbardziej kochała – od pracy z dziećmi. W trudnych chwilach przydaje się Luci wsparcie Oli oraz miejscowego starego i poczciwego księdza, gustującego czasem w mocniejszych trunkach. Lucia najpierw walczy o dom, na który chrapkę mają miejscowi włodarze, a potem odkrywa mroczną tajemnicę z dawnych lat – i tu dopiero przyda się pomoc życzliwych przyjaciół. Tymczasem w tle toczą się mało przyjemne rozgrywki – złośliwe plotki, obmowy czy szykany pracowników. Na szczęście Ola nie przejmuje się drobnostkami, dodaje energii przyjaciółce i znajduje niekonwencjonalne sposoby rozwiązywania problemów.

Marta Osa lepiej czuje się w powieściach o posmaku przygodowo-kryminalnym, nawet jeśli motyw skarbu i zbrodni z przeszłości przypomina młodzieżowe fabuły z czasów PRL-u. Kiedy może oderwać się od portretowania swoich bohaterek w przeciętnej codzienności, zaczyna się całkiem dobrze bawić i rozkręcać akcję, unikając przy tym prostych tematycznych i stylistycznych powtórzeń. Nie ucieka od naiwności, ale ten motyw pasuje do stworzonej przez nią przestrzeni. Na wsi wszystko wygląda na bardziej oczywiste: wiadomo, co jest konsekwencją politycznych przepychanek, a co wynika z czystej ludzkiej złośliwości, wiadomo, gdzie i kiedy zrodzą się plotki, komu można zaufać, a kto jest niebezpieczny. „Owce, barany i gminne szykany” to opowieść o walce z małostkowością i urzędniczo-polityczną bezdusznością. Nie zabraknie tu obrazów ludzkiej zawiści i chciwości. Ale negatywne emocje to tylko tło dla doświadczeń Luci i Oli – bo przecież i ta pierwsza ma prawo do szczęścia, także – do szczęścia w miłości.

W tym temacie autorka sili się na oryginalność. Jej wersje idyllicznych związków raczej różnią się od stereotypowych literackich miłości. Dla bohaterek przywiązanie i zaufanie liczą się nie mniej niż seks – Marta Osa chce ten temat zasygnalizować bez wpadania w pornografię, pozwala więc bohaterkom zdradzać się w rozmowach pikantnymi szczegółami, tak, by czytelniczki dopowiedziały sobie resztę. Ola dodatkowo chętnie wygłasza mądrości na temat damsko-męskich relacji. Trochę ta bezpruderyjność i nastawienie na kwestie łóżkowe kłóci się z wiekiem i doświadczeniami postaci, ale wpisuje się też w programową naiwność historii.

Tworzy Marta Osa obyczajówkę charakterystyczną. Nie ma tu po drodze jednoznacznego nastawienia na optymizm mimo wszystko, nie ma typowych dla modnych czytadeł bohaterek. Kobietom z tomu nie można odmówić siły charakterów – mimo że fabuła nie gwarantuje im rozwoju, jedynie przynosi rozwiązanie początkowych problemów. Dostarcza nieco rozrywki, zawiera też całkiem ciekawe karykatury małomiasteczkowych wrogów – pod tym względem Osa też ucieszy odbiorczynie. Na pewno i miłym wytchnieniem będzie odejście od standardowych historii romansowych – tutaj związki przybierają inny wymiar, więc lektura stanie się przez to bardziej przyjemna. Marta Osa powoli przyzwyczaja odbiorczynie do ekscentrycznej Olki, przy okazji budując wokół niej ciekawy świat ludzi i ich zwyczajnych problemów. „Owce, barany i gminne szykany” to książka lepsza od poprzedniej tej autorki, czytadło na lato.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz