Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.
Sekrety z przeszłości
W Bieszczadach schronienie znajdują ci, którym w życiu nie ułożyło się najlepiej. Tutaj czas płynie swoim rytmem, a ludzie zajmują się własnymi zwykłymi sprawami, nie interesuje ich z to świat, bo dramatów, a i tematów do rozmów codzienność dostarcza aż w nadmiarze. Grażyna Jeromin-Gałuszka dobrze sprawdza się w tworzeniu takiej właśnie atmosfery – w lekko oniryczną aurę spowijającą pensjonat Magnolia wtrąca bohaterów o skomplikowanych życiorysach. Do miejsca, w którym królują kobiety, wysyła Filipa, do niedawna szczęśliwego pracoholika. Od Filipa właśnie odeszła żona, mężczyzna porzuca zatem dotychczasowe życie i wyrusza w nieznane. Na nieczynnej stacji kolejowej w bieszczadzkiej wiosce kupuje Magnolię – „knajpę z hotelikiem w budynku po więzieniu” – i chociaż wcale nie ma zamiaru angażować się w jej prowadzenie, nie uda mu się stronić od pracownic i bywalczyń pensjonatu.
A kobiety w Magnolii dalekie są od portretów heroin romansów. To silne i samodzielne bohaterki, które nie załamują się nawet podczas największych przeciwności losu. Każda na własną rękę mierzy się z problemami – jeśli pojawiają się kłopoty w małżeństwach, to są to kłopoty ogromne i wyzwalające serię pytań o sens bycia z drugim człowiekiem; czasem zmartwień przyczynia samotność, a czasem bieda. Czas w Magnolii umila nastoletnia Tuśka, dziewczyna, która zna miejscowe historie i chętnie opowiada o płomiennym uczuciu Rudolfa i Luizy. Emocje swoim słuchaczkom dawkuje, tak, że narracja przypomina powieść w odcinkach. Choć Tuśka udaje wścibskie i irytujące dziecko, sama zmaga się z dużym wyzwaniem. Do zestawu nieszczęść gnębiących bohaterów autorka dodaje jeszcze problemy ze zdrowiem. W bieszczadzkiej wsi, w której czas płynie powoli, nie ma sielanki. Grażyna Jeromin-Gałuszka wykorzystuje motyw do znudzenia powtarzany w modnych czytadłach nie po to, by zaproponować czytelnikom arkadyjską wizję świata, a po to, by w oderwaniu od wielkomiejskiego zgiełku przypomnieć o roli drugiego człowieka.
Na „Magnolię” składają się misternie splatane losy kilku osób. Jeromin-Gałuszka przygląda się uważnie doświadczeniom bohaterek w różnym wieku, daje im czas na otwarcie się i przyznanie w przyjacielsko-plotkarskim tonie do mroków przeszłości. Silne kobiety z „Magnolii” wybierają działanie, nie rozczulają się nad sobą, raczej sobie dogryzają – nie ma tu mowy o przygnębieniu czy depresji, nie ma czasu na załamywanie się psychiczne: gdy dzieje się coś złego, najlepiej odpowiedzieć czynem. A przecież cała relacja z „Magnolii” jest relacją zapośredniczoną: to Filip zwierza się obcemu mężczyźnie z przeżyć i obserwacji poczynionych w pensjonacie. Migawki z opowiadania pozwalają uporządkować wydarzenia i podzielić je na tematyczne rozdziały, czytelnicy natomiast błyskawicznie przenoszą się do centrum wydarzeń bez niepotrzebnych tekstowych dłużyzn. Autorka nie pozwala zatem na stałe osiedlić się w miejscu, które ma być schronieniem przed grozą świata, bez przerwy przypomina o tymczasowości pobytu w Magnolii. Jednocześnie gdy już jest wśród bywalców pensjonatu, zagłębia się w ich przeżycia z pełnym zaangażowaniem.
Początkowo wydaje się, że będzie to powieść szybka i raczej powierzchowna, ale gdy z czasem zaczynają się ujawniać różne poziomy międzyludzkich kryzysów, „Magnolia” rozwija się niespodziewanie. Grażyna Jeromin-Gałuszka dobrze operuje tu atmosferą – do tego stopnia, że nawet lekko infantylna ramowa konstrukcja powieści nie przeszkadza, a podkreśla jeszcze obraz jakby z pogranicza realnego życia i snu.
Czytałam dwie powieści tej autorki "Kobiety z Czerwonych Bagien" i "Złote nietoperze" Przyznam, że o ile pierwsza książka podobała mi się bardzo, to druga średnio. Chyba zbyt wydumana. na razie do autorki nie wracam, muszę zapomnieć "nietoperzach"
OdpowiedzUsuń