poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Annie Hawes: Podróż na południe

Zysk i S-ka, Poznań 2012.

Niespieszna wyprawa

Annie Hawes ma w swoich książkach sporo opisów i fascynacji wewnątrzkulturowymi różnicami w różnych regionach Italii. W narracji jest celowo bardzo powolna i usiłuje z codziennych obserwacji zachować jak najwięcej, by nie przeoczyć jakiegoś ważnego szczegółu. To pozwala dokładnie zagłębić się w prezentowaną właśnie jednokierunkową historię, a jednocześnie stanowi kontrast z pospiesznymi podróżami dookoła świata. Ma szansę na zgłębianie tajemnic nowego środowiska: skrzętnie korzysta z faktu związania się z Włochem, Liguryjczykiem Ciccio.

„Podróż na południe” ucieszy wielbicieli tomu „W krainie oliwek” – tym razem bohaterka wraz ze swoim chłopakiem wyrusza do Kalabrii. Okazją ma być spadek, jaki Ciccio otrzymuje po krewnej mieszkającej na południu. To szansa dla Annie, wciąż złaknionej weryfikowania stereotypów i porównywania kultur, tyle że tym razem punktem odniesienia stanie się życie Liguryjczyków, a na pierwszy plan wybiją się absurdy z Kalabrii. Autorka na nowo będzie się musiała przyzwyczajać do innego akcentu, ale i innego sposobu myślenia oraz zbioru zasad. Ku radości rodziny Ciccia, stale trzeba będzie jej coś tłumaczyć i uczyć prawidłowych zachowań. Annie stara się jak może, by nikogo nie urazić, tyle tylko, że jej gafy stanowią rozrywkę dla tubylców. Hawes wszystko dokładnie rejestruje i opowiada czytelnikom o swoich próbach aklimatyzacji – a także rozwija wątek spadku i perypetii z nim związanych. Przy okazji dogłębnie analizuje kulturę w różnych rejonach Italii, przytacza zabawne anegdotki i rozwodzi się nad potrawami nie zawsze budzącymi apetyt u odbiorców. Z dużą dozą autoironii prezentuje postawy swoje i Ciccia w obliczu całego grona bliższych i dalszych krewnych – a także usiłuje się nie pogubić w gąszczu dziwnych obyczajów.

Kto zna prozę Annie Hawes, ten wie, że autorka ma skłonność do budowania dużych opisów. W ten sposób chce jak najpełniej oddać swoje przeżycia i przemyślenia, gdy po raz kolejny musi zmierzyć się z obcością nowego miejsca. Jej zapiski są ciekawe, bo nie prezentują socjologicznej strony zjawisk, a indywidualne postawy konkretnych bohaterów. Owszem, wśród charakterów zdarzają się i migawki stereotypowego myślenia, jednak Annie Hawes kulturę może poznawać dogłębnie. Tematyka jej książki jest mocno zakorzeniona w codzienności, która przejściowo musiała stać się świętem. Tym razem bowiem autorka boryka się z kłopotami mniej zwyczajnymi – przez sprawę spadku poznaje mentalność mieszkańców Kalabrii, może dostrzegać racje i błędy w rozumowaniu ich i Liguryjczyków – w końcu nie przestała tak naprawdę być przybyszem, obserwatorem z zewnątrz. A Kalabria także niesie sporo tajemnic, i to nie tylko w dziedzinie kulinarnej czy związanej z budowaniem domów. Ma tu przecież działać mafia. Tyle że, jak zawsze u Hawes, nie ma w tomie miejsca na ekstremalne emocje, wszystko jest stosowane i spokojne, a nawet prawie kojące. Autorka, która znalazła swoje miejsce na ziemi, może porzucić nerwowy pośpiech i niezrozumiały dla Włochów stres. Jej książka zradza się z ciągłego kontemplowania otoczenia: bez napięcia, bez konieczności biegania od zabytku do zabytku. Hawes poznaje Włochy jako mieszkanka kraju, to daje jej poczucie bezpieczeństwa, które potem łatwo odkryć w narracji.

Warto podkreślić, że Hawes, chociaż traktowana jak przybysz (który z definicji musi być gorszy od rodowitego Kalabryjczyka), radzi sobie w każdej sytuacji, uśmiecha się i notuje sporne kwestie. Jej tom wyrósł na zwykłych obserwacjach i próbach pogodzenia różnych światów – to lekturowy odpoczynek od zabiegania.

1 komentarz: