Officyna, Łódź 2010 (wyd. II)
Ocalona pamięć
„W Bi-Ba-Bo i gdzie indziej” to publikacja podwójnie niszowa – po pierwsze to opracowanie dotyczące satyry, a takie książki nigdy nie cieszyły się zainteresowaniem dużej grupy odbiorców, po drugie natomiast – zawęża Janusz Dunin badania do Łodzi sprzed czasów pierwszej wojny światowej. Jeśli do tego doliczyć fakt, że to edycja bibliofilska i nie najmłodsza (pierwsze wydanie w 1966 roku, drugie w 2010) – otrzymuje się niemal trzeci poziom niszowości i świadomość, że tom trafi wyłącznie do humorologów lub osób zainteresowanych niezbyt aktualnymi utworami i niemodnym tematem.
Książka jest nawet nie tyle opracowaniem, co rodzajem serdecznej acz fragmentarycznej antologii cytatów o przebrzmiałym już wydźwięku. Janusz Dunin prowadzi czytelników przez meandry miejskiego folkloru, śledząc publikacje w prasie czy występy kabaretowe, przywołuje anegdoty i wiersze satyryczne pisane w tonie publicystycznym (częściej zatem gromiące i piętnujące niż zabawne). Autor zresztą wyjaśnia, że poszukiwacze komizmu nie znajdą w tomie zbyt wiele dla siebie – lecz to cecha właściwa większości opracowań sprzed czasów satyry stricte kabaretowej (i to w jej dzisiejszym rozumieniu). Co pewien czas znajdą się tu wywołujące uśmiech drobiazgi, jednak nie dla nich sięga się przecież po tę lekturę.
Janusz Dunin proponuje opracowanie wartościowe z uwagi na różnorodność gatunkową łódzkiej satyry. Przypomina fragmenty rewii, rysunki satyryczne, okładki książek, rymowane komentarze do codzienności, przyśpiewki, parodie, kuplety, kierując się najbardziej w stronę satyry funkcjonującej w anonimowych przekazach (mimo wszystko nie mam odwagi zamykać jej w ramach kultury popularnej). Do tego autor przemyca ciekawą charakterystykę miasta z jego zwykłymi problemami. To obraz Łodzi później funkcjonującej w niemal stereotypowych ujęciach – utrwalony w służących rozrywce przejawach twórczości wydaje się jednocześnie ponadczasowy i bardzo mocno zindywidualizowany. Nie ma natomiast różnic w konstrukcjach satyrycznych utworów, jedyne, co wiąże je z Łodzią, to lokalna tematyka – miasto nie wykształciło natomiast specyficznego, oryginalnego rodzaju śmiechu. Reakcje na konkretne wydarzenia mają charakter efemeryczny, a zacietrzewienie twórców wiąże się – jak zawsze – z redukowaniem literackich wartości na rzecz publicznego piętnowania wad.
Oczywiście tematy, które w wierszach pisanych na szybko dezaktualizowały się i przestawały wpływać na odbiorców, w rysunkach starzeją się wolniej. Być może ma na to wpływ dłuższy proces przygotowywania pracy, może – większa pomysłowość rysowników. Tak czy inaczej – Dunin ocala w swojej książce wiele utworów, które odeszłyby w zapomnienie. Pozwala przyjrzeć się przedwojennej satyrze – dużo słabiej znanej niż ta dwudziestowieczna, innej, a przez to intrygującej mimo słabnącego komizmu. Dyskretnie Dunin oprowadza czytelników po tej twórczości, jest przewodnikiem i nie wysuwa się na pierwszy plan, dokonuje udanej prezentacji i zaprzyjaźnia z dawną działalnością rozrywkową. Po stu stronach kończy się podróż w czasie, zaczyna natomiast obszerny aneks z ciekawymi fragmentami rewii i wyborem kupletów.
Wiele przejawów regionalnej satyry znika bezpowrotnie, nie doczekawszy się własnego badacza, kronikarza czy choćby wielbiciela, który zadbałby o przechowanie utworów. Dunin udowadnia, że po latach, chociaż zmieni się sposób odbioru, twórczość użytkowa i uznawana za niską, także może frapować i nie zawsze zasługuje na zapomnienie czy przemilczenie. Satyra dostaje w opracowaniach swoje drugie, nieco muzealne życie. Tak jest i w tomie „W Bi-Ba-Bo”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz