Zakamarki, Poznań 2011.
Zagadka książkowa
Lasse i Maja, mali bohaterowie książek Martina Widmarka, rozwiązali już wspólnie kilkanaście detektywistycznych zagadek i tak naprawdę powinni już łapać przestępców na moment przed popełnieniem przez nich pierwszych złych uczynków. Ale autor cyklu dba o to, by młodzi detektywi za każdym razem musieli się trochę natrudzić i sporo nagłowić, żeby zrozumieć, co się stało.
W „Tajemnicy biblioteki”, chociaż tomy nie mają określonej kolejności i można je czytać jako opowiastki samodzielne, komisarz policji w Valleby sam zwraca się z prośbą o pomoc do dwójki wyjątkowo rozgarniętych dzieciaków. Pomogły mu już przecież w wielu sprawach – teraz mają obserwować bibliotekę, z której znikają cenne książki. Jak zwykle, wyłania się troje podejrzanych o kradzież – tym Widmark nie zaskoczy. Zaskoczy natomiast ich profesjami. Oto bowiem wśród potencjalnych złodziei znajdzie się życzliwy wszystkim elektryk, pani profesor oraz… pastor. Dzieci muszą sprawdzić wszystkie tropy i odkryć, w jaki sposób ktoś wynosi z dobrze strzeżonej biblioteki cenne dzieła. Poza metodą dedukcji, dzięki zaangażowaniu komisarza – trzeciego i, przyznajmy, mniej uzdolnionego detektywa, Lasse i Maja sprawdzą, jakie zabezpieczenia posiada biblioteka, a także sprytnie poznają zawartość toreb podejrzanych, nie łamiąc przy tym prawa. Reszta będzie już bardzo zaskakująca.
Martin Widmark nigdy nie tworzył przestępców o skomplikowanej psychice – w konwencji minipowieści detektywistycznych wystarczy przecież analiza trzech motywów postępowania. Jednak w „Tajemnicy biblioteki” motywacje złodzieja są chyba najbardziej w całej serii naiwne, a i cel kradzieży może rozbawić. Autor całkowicie zarzucił prawdopodobieństwo akcji i uruchomił wyobraźnię, zakrawając o absurd – co, oczywiście, ma rację bytu w historyjce dla kilkulatków.
Nie stracił za to Widmark posmaku sensacyjności w kolejnym tomie cyklu. Skandal na miarę małego miasteczka jest poważny, bibliotekarka rozpacza, bo nie wie, jak ma uchronić cenny księgozbiór przed złodziejami, a policja jest bezradna, bo komisarza współpraca z dziećmi jednak w dalszym ciągu nie wybystrza. To wystarczające powody, by emocjonalnie zaangażować w opowieść odbiorców. Pytania i zagadki się mnożą, atmosfera gęstnieje, do końca nie wiadomo, kogo oskarżać, a kto jest niewinny. Ten nastrój, namiastka dorosłych kryminałów, aura sensacyjności – to ogromny sukces Widmarka, który bez większego trudu przekona do siebie dzieci i zachęci je do samodzielnej lektury. Zdania są proste i krótkie, autor konsekwentnie stosuje czas teraźniejszy i wprowadza sporo dialogów, więc dzieci chcące samodzielnie czytać nie powinny mieć z tym problemów. Zwłaszcza że to dla nich wydawnictwo proponuje duży druk.
Wiadomo, że Lasse i Maja odniosą sukces. Wszystkie historie przebiegają według jednego schematu – to jednak wcale nie przeszkadza w czytaniu i śledzeniu przygód małych detektywów. Zwłaszcza gdy ma się kilka lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz