Media Rodzina, Poznań 2011.
Maszyna do spełniania życzeń
Pan Piwko nie nadawałby się na bohatera baśni. Załamywaliby nad nim ręce wszyscy przedstawiciele magicznego świata. Bo pan Piwko – którego do książkowego życia powołał Paul Maar – nie potrafi wypowiadać przemyślanych życzeń. Nie zastanawia się nad konsekwencjami nieprecyzyjnego formułowania zachcianek i w efekcie marnuje życzenie za życzeniem, nie wyciągając żadnych wniosków z poprzednich nieudanych prób.
Pan Piwko z niecierpliwością czeka na wizytę Sobka. Stara się, by cały tydzień przebiegał zgodnie z prawidłami zamkniętymi w prostej rymowance – tylko spełnienie wszystkich warunków sprowadzi niezwykłą postać, którą mali czytelnicy poznać mogli już w „Tygodniu pełnym sobót”. Sobek ma niebieskie piegi, dzięki którym spełnia życzenia – gdy ostatni jego pieg zniknie, Sobek musi odejść – a żeby zbyt szybko nie rozstawać się z przybyszem, pan Piwko eksploatuje także maszynę do spełniania życzeń. Wreszcie nadchodzi piękny dzień, w którym Sobek znów pojawia się w fotelu pana Piwki – zaczyna się zatem karuzela zwariowanych i niepraktycznych życzeń, które bohaterom i czytelnikom dostarczą rozrywki, a jednego z sąsiadów głównej postaci niemal przyprawią o obłęd.
Z Sobkiem życie toczy się ciekawie, o czym łatwo mogą przekonać się mali odbiorcy. To kolejny bajkowy bohater, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, a logika przegrywa w walce z zabawą. Fakt, że Sobek potrafi spełniać życzenia, tylko dodaje postaci uroku: z Sobkiem nigdy nie można się nudzić. Paul Maar postawił w tomie „W sobotę wraca Sobek” na absurd i wyobraźnię – oraz na wyraziste i dziwaczne charaktery. Pan Piwko jest typowym nieudacznikiem, który potrzebuje opieki, by móc funkcjonować: kiedy spędza czas z Sobkiem, to właśnie Sobek przejmuje inicjatywę, wymyśla nowe przygody i dba o to, by nie zakończyły się one przypadkiem tragicznie. Przyjaciel pana Piwki wszędzie – nawet w zwykłe odwiedziny – zabiera ze sobą całą menażerię. Pani Kapusta, właścicielka mieszkania, bywa megierowata i złośliwa. Sąsiad, pan Lewandowski, ma pecha: wciąż składa na policję doniesienia na pana Piwkę; Sobek zawsze zdąży jednak usunąć ślady kataklizmu przed interwencją stróżów prawa, tak, że ci są przekonani, że pan Lewandowski bezczelnie sobie z nich żartuje.
Dwa składniki definiują tę książkę. To powieść nieprzewidywalna i pełna dowcipu. Nigdy nie wiadomo, jak skończą się kolejne przygody – nie da się też wymyślić, jakie będą następne, skoro Sobek z łatwością fantazjuje, a obrazom z wyobraźni podporządkowuje rzeczywistość. Poziomem absurdu dorównuje Paul Maar książkom o Pippi – tyle że jego powieść wydaje się być nieco surowsza – w końcu nie ma w niej, poza Sobkiem, który do gatunku ludzkiego chyba nie należy – dzieci, a większość doznań spotyka dorosłych bohaterów, którzy zachowują się niejednokrotnie jak niesforne maluchy. Obok humoru sytuacyjnego istnieje tu i dowcip słowny, najczęściej spotykany w postaci rymowanek Sobka. Paul Maar jest konsekwentny w kreacji bohaterów, a dzięki temu bez trudu dzieci będą mogły wierzyć w świat przedstawiony. Maar skorzystał z gotowych wzorców w literaturze czwartej, więc pewne jest, że może odnieść sukces w tej dziedzinie.
Lekka i zabawna lektura, która spodoba się dzieciakom – taka jest historia o Sobku. Czerpanie z najlepszych tradycji absurdu w literaturze dla młodych odbiorców sprawiło, że Sobka łatwo będzie polubić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz