niedziela, 24 października 2010

Peter Christen Asbjørnsen, Jørgen Moe: Zamek Soria Moria. Baśnie norweskie

Media Rodzina, Poznań 2010.

Świat trolli

Wydany przez Media Rodzina tom baśni norweskich wygląda obiecująco. Masywny, o nietypowym formacie i z pomysłowo wykonaną okładką, kusi wielbicieli egzotycznych lektur – a ponieważ zawiera baśnie i ludowe przekazy w wersji czystej, to jest niewzbogacane elementami bajki – nada się dla najmłodszych oraz dla dorosłych czytelników. Wystarczy tylko lubić ten gatunek.

Wyboru baśni do tej publikacji dokonano z książki wydanej w 1975 roku. „Zamek Soria Moria” ma dzisiaj przede wszystkim urzekać czytelników nieznanymi w naszej kulturze motywami, stale obecnymi w wierzeniach Północy – i cieszyć rozwiązaniami wspólnymi dla wszystkich baśni świata. W tym tomie czasami szkielety konstrukcyjne poszczególnych historii będą przywodziły na myśl pamiętane z dzieciństwa legendy, czasem natomiast powtarzalność wątku doprowadzi do wysnucia wniosków na temat zasad budowania norweskich bajań. Beata Hłasko i Adela Skrentni-Olsen nie starają się bowiem komentować przedstawianych fabuł, nie chcą rozbijać toku kolejnych baśni objaśnieniami, które wcale nie będą potrzebne dla zrozumienia całości. Można zatem w pełni zanurzyć się w opowieści z krainy chłodu i cieszyć się niebanalną lekturą.

Znajdą się w książce historie rozbudowane w planie fabularnym lub tekstowym (nie zdarzają się natomiast połączenia skomplikowanej akcji i długiej, klimatycznej narracji) i całkiem krótkie, oparte na ciekawym koncepcie baśnie, w których puenta nie zostaje do końca wypowiedziana, a wyraziście zasugerowana. Obok opowieści o uwięzionych przez złe trolle lub smoki królewnach, pojawią się wytłumaczenia niejasnych zjawisk, legendy budowane na bazie niezaprzeczalnych faktów. Wyzwania, przed jakimi stawać będą bohaterowie, wiążą się zwykle z użyciem czarodziejskich mocy lub wrodzonego, a niedocenianego przez otoczenie, sprytu. W zasadzie fundamenty baśni norweskiej nie różnią się – bo i specjalnie różnić się nie mogą – od baśni wymyślanych na całym świecie. O egzotyce „Zamku Soria Moria” przypomina obecność groźnych trolli i białych niedźwiedzi, a także postać najmłodszego w rodzinie, uznawanego za nieudacznika, syna, który całymi dniami grzebie w popiele, by, kiedy nadejdzie właściwy moment, ruszyć do akcji i udowodnić swoją wartość tam, gdzie jego starsi bracia ponieśli klęskę. W warstwie tekstowej nie ma tu plastycznych opisów czy rozwodzenia się nad urokami miejsc, nie ma indywidualizacji, wszystko składa się z charakterystycznych segmentów. Dużo tu pozostałości z twórczości oralnej, sporo powtórzeń i zabiegów lekko rytmizujących całość. Język historii jest bardzo prosty, momentami aż naiwny, ale nie infantylny – to wszystko oczywiście naturalne cechy baśni, nie właściwości zarezerwowane tylko dla tego tomu – nie ma jednak sensu przytaczanie treści poszczególnych historii, bo głównie fabuły składają się tu na prawdziwą lekturową ucztę.

Kilka razy zdarzyły się w tomie powtórzenia całych fragmentów z różnych opowieści – ale nawet jeśli wydaje się, że będziemy mieli do czynienia z powieleniem baśni, warto doczytać ją do końca – z czasem pojawią się bowiem znaczące różnice, które jeszcze pełniej pozwolą poznać meandry norweskich opowieści.
Osobny tekst należałoby napisać o stronie edytorskiej i warstwie graficznej książki – bo „Zamek Soria Moria” staje się też dziełem imponującym jako wydawnictwo. Obiecuje wyjątkowe estetyczne doznania i przykuwa wzrok. Zamiast słodko-mdlących bajkowych rysunków ilustratorka, Maria Ekier, proponuje obrazki pomysłowe i czasem niewolne od niepokoju. Z równą przyjemnością będzie się ten tom czytać jak i oglądać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz