poniedziałek, 31 maja 2010

Ryszard Makowski: Miłość czy sport

Grasshopper, Lublin 2010.

Baba - szefem

Po „Miłość czy sport” sięgną (sięgnęły, w końcu książka ukazała się pół roku temu) czytelniczki rozmiłowane w obyczajówkach i powieściach dla kobiet – nieprzypadkowo książkowy debiut Ryszarda Makowskiego nosi podtytuł „czytadło”. Ale grono odbiorców rozszerzyć się powinno o tych, którzy znają satyryczną twórczość Makowskiego i ciekawi są nowego kierunku pisarskiej działalności tego autora. „Miłość czy sport” to jednak książka osobna – nie ma nic wspólnego z estradą, choć dosyć ludyczne poczucie humoru bohatera nie opuszcza i kilka kawałów spod budki z piwem się tu pojawi.

Ryszard, bohater i narrator, ma ponad trzydzieści lat. To zatwardziały kawaler, dziennikarz sportowy, lubiący spędzać czas przy piwie. Zmysł autoironii nie pozwala mu frustrować się robiącymi kariery naukowe bliskimi – zwłaszcza że problemów w innych dziedzinach życia nie brakuje. W ulubionym pubie kelner Czesiek znakomicie udaje idiotę i bez przerwy szkodzi bohaterowi. A w redakcji niespodziewanie zostaje zatrudniona – w dodatku na kierowniczym stanowisku – kobieta. „Baba jest moim szefem” – powtarza jak mantrę sfrustrowany Rysiek. Tyle że niespodziewanie dla siebie samego odkrywa, że szefowa Malwina jest bardzo atrakcyjną kobietą… W krnąbrnym pracowniku znienacka rodzi się uczucie – lecz o Malwinę trzeba będzie rywalizować ze zwierzchnikiem.

Rysiek pisze dziennik, zdaje relację z codziennych wydarzeń, nie antycypuje najbliższej przyszłości, nie analizuje tego, co już się stało – robi raczej notatki dla uspokojenia i uporządkowania myśli. Ten styl przekłada się na sposób prowadzenia narracji – Makowski na przykład często po prostu podpisuje autorów wypowiedzi w dialogach, skraca do minimum opis, prowadzi opowieść bardzo szybko. Nie ma tu literackich fajerwerków, jest – prostota i dynamika: Makowski nie tworzy literatury pięknej a czytadło – i jest tego świadomy.

Ciekawą odmianą od typowych powieści dla pań może być perspektywa spojrzenia. Rysiek przedstawia bowiem rozkwit uczucia z męskiego punktu widzenia – nad roztrząsanie stanów emocjonalnych przedkłada fakty, woli jasne sygnały i wydarzenia od niedopowiedzeń i interpretacji pozbawionych podstawy. Ta sama historia, opowiedziana przez kobietę, wyglądałaby zupełnie inaczej. Tu ciężar akcji spoczywa często na dialogach, a autor kładzie nacisk przede wszystkim na rozwój fabuły. Nie należy się spodziewać ładnych traktatów o miłości, a sekwencji scenek. Zwłaszcza że nie sprawdziła się korekta – mnóstwo tu potknięć stylistycznych czy błędnych dopełnień.

U Ryszarda Makowskiego dzieje się dosyć dużo – i to odwraca uwagę od prostej narracji. Zresztą sposób prezentowania wydarzeń komponuje się nieźle z treścią książki i z kreacją głównego bohatera. Krótkie frazy, uruchamianie stereotypów i ich przeciwieństw – czyli banalizowany przekaz – najbardziej pasują do postaci Ryśka, zwykłego faceta.

Makowski w książce „Miłość czy pieniądze”, drugiej części opowieści, przedstawia ciąg dalszy życiowej historii – ale w tomie „Miłość czy sport” zakończenie jest satysfakcjonujące, nie pozostawia wrażenia niedosytu czy braku dopracowania.
„Miłość czy sport” nadaje się na lekturę dla zabicia czasu, to książka nieambitna (w końcu nie o ambicję w czytadłach chodzi), lekka i przyjemna – do przeczytania z nudów czy z ciekawości. Spokojna, nienużąca i przeznaczona przede wszystkim dla kobiet – chociaż pozbawiona ckliwości, cechującej zwykle romantyczne obyczajówki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz