niedziela, 9 maja 2010

Elżbieta Cherezińska: Ja jestem Halderd

Zysk i S-ka, Poznań 2010.

Namiętności Północy

Elżbieta Cherezińska w „Sadze Sigrun”, pierwszej części „serii „Północna Droga”, uwiodła czytelników wizją codziennej egzystencji kobiety, żony wojownika, na dalekiej północy, w X wieku. Po zrytmizowanej opowieści, kuszącej narracyjnym spokojem, zapowiedź następnego tomu „Ja jestem Halderd” szokowała wysokim stopniem agresywności i ciemnym, mrocznym sposobem opowiadania. Teraz Cherezińska oddaje w ręce czytelników powieść „Ja jestem Halderd” i przedstawia dzieje Skandynawii z punktu widzenia kolejnej kobiety, dalszoplanowej postaci z „Sagi Sigrun”. Chociaż nie zmieniają się obyczaje, a autorka prowadzi nową relację znów oddalając skandynawskich wojów, nie ma tu powtórzenia z poprzedniej książki – odbiorcy o „Sadze Sigrun” będą sobie przypominać tylko wtedy, gdy Sigrun pojawi się na horyzoncie: w planie treści i narracji odwołań do pierwszego tomu próżno by szukać.

Halderd w „Sadze Sigrun” była postacią wnoszącą element tragizmu i nieszczęścia. Teraz to ona prowadzi opowieść i przedstawia czytelnikom swoje niełatwe życie: małżeństwo ze starszym i lubiącym wypić mężczyzną, narodziny kolejnych synów, romanse i plany polityczne. Halderd będzie musiała zmierzyć się z wojnami, które mogą odebrać jej potomków, ale i z nową religią, wypierającą dawne wierzenia. Osamotniona matka znajduje w sobie ogromne pokłady siły, by odpierać kolejne ciosy i zmierzyć się z przeznaczeniem. Tym razem sylwetka starej Urd z bagien, wieszczki, została rozbudowana. Urd snuje swoje wróżby poetycko, zamyka w nich tajemnice przyszłości. Zresztą w „Ja jestem Halderd” sporo jest pieśni – fragmentów eposów, piosenek śpiewanych dla rozrywki czy zaklęć. Cherezińska przełamuje dzięki temu jednostajną (ale nie nużącą) narrację i może uwiarygodnić historię, sprawia, że czytelnicy przenoszą się do Skandynawii drugiej połowy X wieku – i nie będą chcieli jej opuścić.

Opowieść Halderd jest jednak pełna niepokoju. Chociaż wszystko toczy się zgodnie z prawami natury – człowiek nie ingeruje w nie – harmonia przyrody kontrastuje za to z bezustannie toczonymi wojnami. Halderd musi zadbać o to, by w rodzinnym skarbcu nie zabrakło srebra – musi też myśleć o przyszłości synów, niekiedy wbrew temu, co dyktuje serce matki. Służąca i przyjaciółka Halderd, Szczura, wykazuje się życiowym sprytem. Od Urd uczy się zielarstwa – ale sama przeżywa rozmaite dramaty, z których rzadko się zwierza. Szczura to druga obok Halderd postać charakterystyczna i przyćmiewająca czasem główną bohaterkę.

W „Ja jestem Halderd” imponująco wybrzmiewają dwie sfery. Jedna to konstrukcje polityczne – plany i decyzje Halderd, będące wyrazem mądrości i przezorności, niemal męskiej postawy. Druga – to erotyka. Odważniejsza niż w „Sadze Sigrun”, wypełniająca większą ilość fragmentów, a przy tym zmysłowa i nie wulgarna. Elżbieta Cherezińska udowadnia, że słownikowe niedostatki nie mogą być przeszkodą w pięknym przedstawianiu seksu. Autorka wpasowuje wysmakowane sceny w klimat całej opowieści. Ale też ukazuje Halderd jako kobietę tęskniącą, romansującą i kochającą, nadaje jej tym samym rys tragiczny, jednocześnie uprawdopodobnia bohaterkę. Jeżeli Sigrun była zbliżaną do ideału postacią, Halderd to kobieta z krwi i kości, skomplikowana i nie papierowa, jej losy chce się śledzić. „Saga Sigrun” uwodziła – „Ja jestem Halderd” hipnotyzuje, nie pozwala oderwać się od lektury. Cherezińska zamienia się w przewodnika po subtelnościach skandynawskiego świata, który już nie istnieje.

Autorka czerpie z historii Skandynawii, fikcyjnych bohaterów wprowadza do realnego kontekstu, ukazuje dzieje z perspektywy jednostki – a właściwie – sugeruje, jak mogły postrzegać codzienność żony wojowników, wybiera więc zupełnie nieznaną stronę historii Północy. Sam wybór tematu kusiłby swoją egzotycznością, ale Cherezińska dokłada do tego jeszcze płynną, nastrojową narrację i dbałość o szczegóły. Nie potyka się na drobiazgach, pisze tak jakby była bezpośrednim świadkiem wydarzeń (dwa razy potyka się za to na ortografii, traktując czasownik „każe” jakby pochodził od kary a nie od rozkazu). Posługuje się stereotypami, oglądanymi z innego niż do tej pory miejsca – i nie powtarza tych samych rozwiązań. W zapowiadanym już trzecim tomie zapewne zdecyduje się na jeszcze odważniejszą konstrukcję postaci, porzuci też „kobiecą” perspektywę.

Łagodny rytm opowieści o Sigrun i ostry, awanturniczy sposób przedstawiania życia Halderd sprawiają, że z „Północną Drogą” nie sposób się nudzić. Elżbieta Cherezińska udowadnia, że jest mistrzynią narracji i tworzenia atmosfery niezwykłości przy odwzorowywaniu codziennych – zwyczajnych – losów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz