Czytelnik, Warszawa 2009.
Dwie strony lustra
Na książki Philipa Rotha czekam zawsze z niecierpliwością – nie ze względu na ich tematykę, która momentami schodzi nawet na dalszy plan, ale za sprawą rewelacyjnych narracji, które nie tracą nic w tłumaczeniu. Niepowtarzalny, a i trudny do podrobienia rytm prozy Rotha staje się czynnikiem przyciągającym wielu czytelników, nawet jeśli nie uświadamiają sobie oni przyczyny sięgania po te powieści. Nie bez znaczenia pozostają również dwa głośne tematy, które przez książki Rotha przewijają się nieustannie – kwestia seksu oraz sprawy związane z byciem Żydem – jak się łatwo domyślić, już nacisk kładziony na te motywy przysporzyłby autorowi popularności: bezkompromisowy sposób prowadzenia narracji, a i odważne rozwiązania fabularne to cechy dla pisarstwa Rotha znamienne. Teoretycznie przezroczysty styl w rzeczywistości okazuje się relacją, która opływa czytelnika i wciąga go w głąb przedstawianej akurat historii.
W „Operacji Shylock” Roth gra motywami, zestawiając ze sobą płaszczyznę prawdy i fikcji. Tłem dla opowieści staje się proces nazistowskiego zbrodniarza, oprawcy z Treblinki, Johna Demianiuka. Wątek ten pisarz rozbudowuje o wizerunek syna oskarżonego – to dla potomka Demianiuk nie może przyznać się do przeszłości. Syn Demianiuka mógłby być natomiast łatwym celem dla tych, którzy chcieliby się zemścić za doznane krzywdy – to druga ścieżka wplątana w fabułę. Kanwę utworu stanowi natomiast kwestia katoptryzmu: Philip Roth, bohater i alter ego autora, wychodzi właśnie z depresji, w którą wpędził go zażywany lek na uspokojenie. Niespodziewanie dowiaduje się, że w Izraelu pojawił się osobnik podający się za niego samego – za Philipa Rotha, pisarza. Tajemniczy mężczyzna propaguje ideę diasporyzmu – chce, by Żydzi rozproszyli się po świecie, zamieszkali w różnych krajach (między innymi – by powrócili do Polski, tam, gdzie przed II wojną światową mieszkali ich krajanie – o tym projekcie fałszywy Roth rozmawia w powieści z Lechem Wałęsą). Rozważania na temat żydowskiej tożsamości wypełniają sporą część książki. Także motyw sobowtóra autor rozwarstwia, wyłuskując z niego drobniejsze wątki. Co ciekawe, sam Roth odsuwa możliwość interpretowania tego zagadnienia przez psychoanalityczne koncepcje – modyfikuje tradycyjne obrazy katoptryzmu i w swojej powieści dba o to, by nie dało się w odbiorze stosować oczywistych rozwiązań i schematycznych odczytań.
W „Operacji Shylock” Philip Roth sięga po rozmaite sposoby wypowiedzi i łączy ze sobą różne literackie konwencje. Jako mistrz dialogu, posługuje się często kunsztownie budowanymi dialogami, rozmowy stają się w tej powieści nośnikiem informacji, a i popisem literackim. Pojawia się również cały zestaw quasi-gatunków, Roth z łatwością porusza się między różnymi formami, czerpie z powieści psychologicznej, thrillera, powieści politycznej, całego zestawu gatunków prasowych, które przekuwa na literaturę piękną. W tym tomie, obszerniejszym niż większość propozycji Rotha, widać dobrze mechanizm pisania: autor rozszczepia kolejne zagadnienia i rozwija opowieść wielotorowo. Osobnym tematem będzie parodia i satyra – raczej rzadki u amerykańskiego twórcy, przykładem dowcipu Rotha jest choćby konwencjonalny zapis o fikcyjności wydarzeń (przytoczony wcześniej i skomentowany odpowiednio w samej książce). Mało tego – „Operacja Shylock” zdradza kunszt autora ułożeniem rozdziałów: w pierwszej części dwa ostatnie rozdziały są lustrzanym odbiciem dwóch pierwszych, granica lustra przebiega w rozdziale trzecim. Roth bawi się w ten sposób nie tylko treścią, ale i korespondującą z nią formą. Wszystko to czyni dyskretnie, tak, że strukturę powieści odkrywa się stopniowo, co daje dodatkową satysfakcję odbiorcom. Powraca w książce także kilka uwag na temat autotematyzmu – Roth, choć pozornie trzyma się jednego tematu, naprawdę prowadzi wiele równoległych opowieści, co czyni „Operację Shylock” lekturą frapującą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz