wtorek, 15 grudnia 2009

Andrzej Mleczko: Wino, kobiety i śpiew

Iskry, Warszawa 2009.


Słowo i obraz


W albumie „Wino, kobiety i śpiew” Andrzej Mleczko udowadnia, że obok satyry politycznej i ostrego dowcipu obyczajowego (często przy tym nieobyczajnego) potrafi sięgnąć także po spokojny humor. Taka rozpiętość warsztatowa przyczynia się do twierdzenia, że śmiech, jaki Mleczko wyzwala, rodzi się na kilku płaszczyznach. To z kolei dynamizuje tomik, złożony przede wszystkim z jednokadrowych, dużych rysunków.
Twórczość Andrzeja Mleczki jest chyba powszechnie znana: charakterystyczna kreska, rozpoznawalna tematyka, typowy rodzaj dowcipów – to wszystko sprawia, że rysunki tego autora, nawet pozbawione podpisu, bez trudu łączy się z satyrykiem. Ale w tomie „Wino, kobiety i śpiew” uderza coś, co w sześciu poprzednich albumach nie rzucało się zbyt w oczy, to jest – silne uzależnienie od komentarza słownego. Rysunki Mleczki nie mogłyby funkcjonować samodzielnie, jak, chociażby, obrazkowe dowcipy Władysława Sikory – Andrzej Mleczko jest przede wszystkim komentatorem, warstwa ilustracji stanowi dopełnienie pomysłu, a nie jego źródło. W praktyce oznacza to, że miejscem wytwarzania się śmiechu, punktem komicznym, okaże się granica między obrazem i tekstem.
Co robi Andrzej Mleczko? Zdarza się, że dekonstruuje frazeologizmy (wówczas z podpisem rysunku, będącym znanym powiedzeniem czy sformułowaniem utrwalonym w języku, zderza rysunek – inne, nieoczywiste możliwe odczytanie). Miesza światy (uczłowiecza zwierzęta i animalizuje ludzi), przeplata płaszczyzny. Przede wszystkim jednak porusza się w sferze rysunkowej publicystyki. Odwołuje się do motywów w ostatnich latach mocno przez media akcentowanych – lustracji, korupcji, kupowania meczy piłki nożnej, oraz do kwestii wciąż jeszcze w satyrze politycznej chwytliwych – żartów z głowy państwa i środowiska moherowych beretów.
W albumie „Wino, kobiety i śpiew” przeważają rysunki staranne. Mleczko ma dwa charakterystyczne sposoby prezentowania postaci – w sytuacjach wulgarnych lub wulgaryzowanych rysy bohaterów zostają zniekształcone, „zbrzydzone”, jakby kreską chciał twórca powtórzyć jeszcze ocenę tematu. W tym tomie jednak znacznie mniej jest wulgarności i tematów rynsztokowych, Mleczko – co też może niektórych dziwić – stawia na eleganckie (chociaż nie wyrafinowane) żartu, sprawiając tym wrażenie, jakby miał zamiar zmęczonym popkulturowymi produkcjami kabaretów biesiadnych odbiorcom udowodnić, że nawet w twórczości masowej jest miejsce na przyjemną różnorodność tematyczno-techniczną.
Różnorodność tę zapewnia także – jak w poprzednich publikacjach tego autora – podział rysunków i umieszczenie ich w dziewięciu kategoriach. Dzięki temu na każdy temat odbiorcy otrzymają po kilka-kilkanaście obrazków: takie rozwiązanie rozbudza apetyty, nie zapewni przesytu i znowu zdynamizuje książkę.
„Wino, kobiety i śpiew”, mimo że Andrzej Mleczko odwołuje się często do narodowych stereotypów, przygotowane jest i dla anglojęzycznych odbiorców – na końcu książki znajdują się tłumaczenia wszystkich dymków i podpisów. Nie ma natomiast – co zrozumiałe – tłumaczenia kontekstów, co może czasem zaciemniać dowcip. Ale i tak najnowsza pozycja wydawnicza Iskier warta jest uwagi i zasługuje na uznanie. Rozwój artysty, zaprezentowany na czwartej stronie okładki, też robi wrażenie – lecz niech to już będzie niespodzianka dla czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz